Przemoc w NSTB we Wrocławiu?
Radio TOK FM opisało niepokojące sytuacje, do których miało dochodzić w Niepublicznej Szkole Terapii Behawioralnej dla Dzieci z Autyzmem we Wrocławiu (NSTB). Pokazano również nagranie, na którym widać m.in. leżącego ucznia i przyciskającego go kolanem do ziemi terapeutę. W pewnym momencie słychać krzyk nastolatka: „Puść, to boli!”. Według dwóch, byłych nauczycielek, które zwolniły się ze szkoły, przemoc w szkole była na porządku dziennym. - Wykręcano dzieciom ręce do tyłu i przywiązywano je do krzeseł. Robiono to gumą do ćwiczeń. Notorycznie też wciskano je twarzami do ścian i krępowano dłonie z tyłu. W tych sytuacjach były przerażone i zrozpaczone – powiedziała Karolina. - Dzieci były siłą sadzane na krześle, a wtedy zakładano im ręce do tyłu i w ten sposób je mocno przytrzymywano. To sprawiało im ból – dodała Martyna.
Według kobiet dzieci były zmuszane do innych, przerażających rzeczy. Na stronie tokfm.pl czytamy, że jeśli dziecko wypluło jedzenie, to musiało je wziąć z powrotem do buzi, choćby z podłogi. Innym zakładano rękawice i kaski bokserskie. - Mówili, że chodzi o jego bezpieczeństwo. Ale równie dobrze mogli przecież osłonić jego głowę dłonią albo poduszką i to by załatwiło sprawę – wspominają kobiety.
- Dla mnie jednak najbardziej uderzające było to siadanie na dzieciach, które leżały twarzą do podłogi. Ręce wykręcano im do tyłu, a kolanem dociskano ich plecy. Czasem na dziecku siadały nawet dwie dorosłe osoby. To były najbardziej kryzysowe momenty, w których pojawiało się dużo krzyku i płaczu dzieci - dodaje Martyna.
Kierownictwo szkoły: sytuacje „celowo wykreowane”
Według kierownictwa szkoły – które wysłało do redakcji TOK FM maila - opisane sytuacje nie miały miejsca i zostały „celowo wykreowane” przez byłe nauczycielki. Zaznaczono, że praca w szkole odbywa w oparciu „o etyczny aspekt pracy terapeutycznej” i jest na bieżąco kontrolowana. Ponadto rodzice podpisali zgodę na „oddziaływania edukacyjno-terapeutyczne", a więc działania, które często mogą wydawać się kontrowersyjne.
Odnosząc się do nagrania, szkoła wyjaśniła, że była to „interwencja”, terapeuty, który został wezwany przez dwie nauczycielki, gdy nie radziły sobie z zachowaniem ucznia. - Uczeń z uwagi na wiek (niespełna pełnoletniość) oraz wzrost (ok 190 cm) po podjęciu szeregu neutralnych prób uspokojenia go, wobec eskalacji zachowań zagrażających zdrowiu i życiu został przejściowo unieruchomiony na znajdującym się na sali materacu w celu zabezpieczenia jego otoczenia i jego samego do czasu podjęcia kolejnych kroków przez rodzica dziecka – czytamy w piśmie przekazanym przez szkołę.
Co na to rodzice?
Co ciekawe, większość rodziców, z którymi rozmawiał TOK FM, nie dostrzegało w działaniach szkoły niczego złego. - Nie wiem nic o przemocy w tej szkole. Są takie procedury, jak wyprowadzanie dziecka z trudnego zachowania poprzez mówienie mu "wstawaj", "kucaj", "wstawaj"… Albo przez przytrzymywanie mu rąk z tyłu. Ale to wszystko po to, by nie zrobiło krzywdy sobie ani nikomu. Z przyciskaniem twarzy dziecka do podłogi się nie spotkałam – powiedziała jedna z matek.
Dr Joanna Ławicka - pedagożka specjalna, wykładowczyni i szefowa fundacji Prodeste, z którą rozmawiał TOK FM, wyjaśnia, że sięganie po techniki przymusu bezpośredniego czasem są koniecznością - gdy dziecko wpada w agresję i jest zagrożeniem dla siebie lub otoczenia. Niestety, w jej opinii, techniki te są nadużywane i często stosowane wobec podopiecznych latami.
- Wtedy ich stan psychiczny jest tak zły, że rozwijają w sobie tzw. zachowania trudne i trzeba stosować te techniki dla ich bezpieczeństwa. Błędne koło. A te zachowania nie biorą się z ich stanu rozwojowego czy intelektualnego, tylko z doświadczenia przemocy - tłumaczy.
Sprawą zajęło się Kuratorium Oświaty we Wrocławiu, które podejmie czynności kontrolne w ramach nadzoru pedagogicznego w Niepublicznej Szkoły Terapii Behawioralnej we Wrocławiu.
Polecany artykuł: