Sława go nie zmieniła
Mimo iż był od lat był wziętym projektantem futer, który prowadził swoją pracownię na starówce w Głogowie, o Gabrielu zrobiło się głośno dopiero w 2016 roku, gdy wraz ze swoim partnerem Rafałem pojawił się w programie "Królowe życia" emitowanym na antenie TTV. Obaj wystąpili w ośmiu sezonach popularnego reality-show.
Dzięki udziałowi w "Królowych życia" Gabriel Seweryn, określany również mianem "Versace z Głogowa", stał się osobą rozpoznawalną w całej Polsce, kojarzoną nie tylko ze światem mody. Jednak, jak twierdzą osoby z jego otoczenia, sława go nie zmieniła. Wciąż był życzliwym, otwartym i dobrym człowiekiem, któremu sława nie uderzyła do głowy.
- Wsparł mnie naprawdę mocno w potrzebie - mówi "Super Expressowi" pani Edyta, która kilka lat temu opiekowała się Gabrielem podczas jego pobytu w szpitalu. - Nawet nie spodziewałam się, że taka osoba jak on chciałaby ze mną dwa słowa zamienić.
"Żerowali na jego czystej i bezinteresownej dobroci"
Niestety, za sławę przyszło zapłacić wysoką cenę. Zdaniem znajomych, wiele osób nadużywało dobroci Gabriela.
– Był aż za bardzo pomocny i dobry - mówi Krzysztof Fechner, znajomy zmarłego projektanta. - Wiele osób niestety to okropnie wykorzystało. Żerowali na jego czystej i bezinteresownej dobroci.
Wiele osób twierdzi, że Gabriel opowiadał, że stracił na tym, że zyskał sławę. Wtedy miały zacząć się piętrzyć problemy, z którymi zmagał się projektant z Głogowa.
– Żalił się, że klienci nie przychodzą, bo szyje tylko futra za 30 tysięcy złotych, a szył i za 3 tysiące - mówią osoby z otoczenia Gabriela Seweryna.
Jak się okazało, Gabriel Seweryn zmagał się nie tylko z problemami życiowymi, ale również zdrowotnymi. Zmarł nagle 28 listopada w głogowskim szpitalu, po tym jak uskarżał się na silny ból w klatce piersiowej.