W związku z rozprzestrzeniającą się epidemią koronawirusa Polacy w ostatnich dniach na dużą skalę zaczęli gromadzić w domach zapasy żywności i środków czystości. W wielu sklepach, również na Dolnym Śląsku, półki zaczęły świecić pustkami. Ludzie wykupują przede wszystkim artykuły spożywcze z długim terminem przydatności, takie jak ryż, kasze, mąka czy konserwy, a także środki higieniczne i czystości.
W środę sytuacja ta nasiliła się jeszcze bardziej. Po tym jak rząd ogłosił zamknięcie wszystkich szkół i przedszkoli oraz placówek kulturalnych, pojawiła się plotka, że wkrótce zostaną zamknięte także wszystkie większe sklepy. Informacja ta, przekazywana pomiędzy znajomymi i poprzez media społecznościowe, błyskawicznie obiegła cały kraj.
Ludzie masowo wybrali się na zakupy, próbując zrobić zapasy, zanim zabraknie niezbędnych produktów. W wielu sklepach, m.in. we Wrocławiu, w środę wieczorem zaczęły tworzyć się gigantyczne kolejki, a na półkach zaczęło brakować podstawowych towarów.
Informacja o planowanym zamknięciu sklepów okazała się plotką. Jeszcze w środę wieczorem minister rozwoju Jadwiga Emilewicz stanowczo zaprzeczyła, jakoby rząd planował zamknąć obiekty handlowe. Zakaz taki nie jest brany pod uwagę, a wszystkie sklepy działają i będą działać normalnie.
Minister uspokaja, że nie ma powodu, by obawiać się, że w sklepach zabraknie żywności.
- Nie panikujmy. Sklepy będą działać, a producenci żywności mają zapasy i jak zapewniają, mogą zwiększyć produkcję - zapewnia Jadwiga Emilewicz.