Krzysztof Hołowczyc został ukarany za zbyt szybką jazdę w terenie zabudowanym. W czwartek 1 marca jechał 113 km/h w miejscu, gdzie dopuszczalna prędkość wynosi 50 km/h. Hołowczyc nie przyjął mandatu, co oznacza, że policjanci muszą przesłać dokumenty w tej sprawie do sądu.
Zobacz też: Ruszyła sprzedaż karnetów na mecze Sparty Wrocław. Ile zapłacimy za oglądanie żużla na żywo?
"Nie jechał szybko, raczej relaksowo"
Według nieoficjalnych informacji podawanych przez "Nasze miasto Żarów" Hołowczyc miał tłumaczyć policjantom, że jechał tak szybko, bo śpieszył się na konferencję o... bezpieczeństwie w ruchu drogowym. Tymczasem sam Hołowczyc wyjaśnia na Facebooku, że jechał wspólnie z Maciejem Wisławskim na spotkanie z klientami jednego z dużych banków. Zapewnia, że nie jechał szybko, a raczej "relaksowo".
"Sytuacja w zasadzie banalna (...). Jechaliśmy spokojnie, raczej nie szybciej niż 100 km/h. W pewnym momencie dojeżdża do nas z tyłu nieoznakowany samochód policji w wideorejestratorem. Policjanci twierdzą, że według ich zapisu wideo jechaliśmy 113 km/h w terenie zabudowanym i w związku z tym zatrzymują mi prawo jazdy. Tłumaczymy im z Maćkiem, że jesteśmy przekonani, że nie jechaliśmy powyżej 100 km/h, że odczyt to jest ich prędkość a nie nasza, że taka metoda pomiaru nie jest precyzyjna, że są wyroki sądów w tej materii. Pokazujemy, że w radiowozie ciśnienie kół jest sporo za niskie i to też zawyża wskazywaną prędkość. To wszystko na nic. Oczywiście nie zgadzam się na przyjęcie mandatu, uważając, że pomiar był przeprowadzony nieprawidłowo. Nie zmienia to faktu, że zatrzymują moje prawo jazdy" - tłumaczy na Facebooku Hołowczyc.
To nie pierwszy przypadek kiedy trzykrotny rajdowy mistrz Polski. W 2015 roku Hołowczyc dostał grzywnę za przekroczenie prędkości na A7.
ZOBACZ materiał NOWA TV 24 GODZINY:
Czytaj także: Pacjent przez sześć godzin wił się z bólu na SOR-ze! Trzeba było... wezwać karetkę, by udzielono mu pomocy [WIDEO]