9 kobiet, 13 mężczyzn oraz 8 dzieci. To Polacy, którzy zostali ewakuowani z Wuhan i teraz przebywają na zamkniętym oddziale w stolicy Dolnego Śląska. Najpierw przylecieli do Francji, gdzie przesiedli się na pokład wojskowego samolotu. Od samego początku do końca podróży byli bacznie obserwowani przez lekarzy.
Już we Wrocławiu zostali dokładnie zbadani. Pobrano od nich próbki, które teraz zostaną sprawdzone w laboratorium w Warszawie. Gdy poznamy wyniki, pobrane zostaną kolejne próbki i dopiero po ich zbadaniu będzie można mieć pewność, że wirus, który zabił już prawie 400 osób, nikogo nie zainfekował. - Na teraz mamy natomiast tylko dobre informacje – powiedział na konferencji prasowej pułkownik doktor Wojciech Tański, komendant szpitala wojskowego, do którego trafiła cała grupa. - Nie stwierdziliśmy żadnych objawów infekcji. Nikt nie kaszle, nikt nie ma gorączki, biegunki. Nasi pacjenci czują się dobrze – mówił. Jednak szpital woli dmuchać na zimne. - Tratujemy ich, jakby byli chorzy. Na wszelki wypadek – mówił nam pułkownik doktor Sławomir Powierża, zastępca komendanta.
Cała grupa przebywa na zamkniętym oddziale. Znajduje się on w nowym szpitalnym budynku, który dotąd nie był wykorzystywany. Wejścia do niego pilnują żołnierze z żandarmerii wojskowej. Nikt bez specjalnej przepustki nie może tam wejść.
Pacjentami zajmuje się personel, który dedykowany jest tylko i wyłącznie Polakom z Chin. To trzech lekarzy i 11 pielęgniarek. Gdy wchodzą na oddział, przechodzą przez specjalną śluzę, zakładają jednorazowe stroje, maski, rękawiczki. Dopiero tak odziani zbliżają się do pacjentów.
Kiedy grupa będzie mogła opuścić szpital? Tego jeszcze nie wiadomo. Jeśli badania próbek zostaną przeprowadzone szybko i oczywiście nie okaże się, że ktoś jest chory, to możliwe, że kwarantanna zakończy się w najbliższą sobotę.