Przypomnijmy, że przez te wydarzenia, wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski, zamknął stadion na mecz z Lechem Poznań. Istniało zagrożenie, że kibice nie zobaczą kolejnego spotkania, z Lechią Gdańsk (7 II).
Po rozmowach, w których brał udział Obremski,prezydent Jacek Sutryk, ale też policjanci i strażacy, uznano, że kibice zobaczą mecz z Lechią. Ale jednocześnie klub otrzymał wyraźne wytyczne, w jaki sposób ma pilnować porządku na stadionie.
Przede wszystkim mają być uszczelnione drogi, którymi można się dostać na stadion, ale też którymi można wnieść na obiekt materiały zakazany, czyli np. środki pirotechniczne. Dotąd Śląsk przejmował arenę na cztery godziny przed pierwszym gwizdkiem. Teraz będzie miał nawet 12 godzin na to, aby dokładnie spenetrować stadion.
Klub będzie więc pilnował, czy np. race nie są przenoszone do kiosków gastronomicznych, czy biur. Zaostrzone też będą bezpośrednie kontrole kibiców, którzy wchodzą na mecz.
Dodatkowo, stowarzyszenie kibicowskie Wielki Śląsk traci jedno z dwóch pomieszczeń, którymi dysponowało (bo nie jest należycie monitorowane).
Nie ma też zgody na sektorówki, czyli ogromne flagi. - Kibice, z którymi rozmawialiśmy, zdają sobie z tego sprawę, że to niebezpieczne głównie dla nich – mówił Jacek Sutryk.
Niebezpieczne, ponieważ pod sektorówką odpalane były race, a flaga łatwo może zająć się ogniem i wtedy mogłoby dojść do niewyobrażalnej tragedii.
Inna sprawa, że prezydent zwrócił uwagę na inne oprawy kibiców Śląska, do których trudno mieć pretensje. Sutryk nazwał je nawet „instalacjami artystycznymi”. Z naszych informacji wynika, że włodarzowi podobała się głównie słynna oprawa z aniołami.
Co ciekawe, mimo że od meczu Śląska z Legią minęło już półtora miesiąca, to żaden z kibiców, który odpalał race (czyli łamał prawo) nie usłyszał zarzutów. Potwierdził to wojewoda Obremski, ale jednocześnie zaznaczył, że ta sytuacja się zmieni i zarzuty dla osób, które łamały prawo, zostaną postawione.