
Patrycja zemdlała w domu. Lekarze stwierdzili udar
Dramat rozegrał się pod koniec marca. 30-letnia Patrycja z Piławy Górnej pod Wałbrzychem zemdlała w domu. Karetka zabrała ją do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Świdnicy. Jak relacjonuje „Gazeta Wyborcza”, badania wykazały u kobiety udar krwotoczny. Lekarze ze Świdnicy nie byli jednak w stanie udzielić jej pomocy i zdecydowali, że konieczne jest przetransportowanie pacjentki do specjalistycznego ośrodka.
Wtedy pojawił się dramatyczny problem – nie było dostępnej karetki. Jak twierdzi ojciec zmarłej, personel rozważał nawet zamówienie taksówki do szpitala w oddalonym o 20 kilometrów Wałbrzychu.
Czekali za długo. „To patologiczna sytuacja”
Po około czterech godzinach od omdlenia kobieta została przewieziona do szpitala w Wałbrzychu. – Tam powiedziano nam, że na nas czekali, ale przyjechał do nich pacjent z wylewem i będziemy musieli czekać na swoją kolej cztery do pięciu godzin – relacjonował ojciec Patrycji w rozmowie z TVN24.
Po kolejnych 40 minutach rozpoczęto poszukiwania innej placówki. Ostatecznie, po około sześciu godzinach od pierwszych objawów, Patrycja trafiła do szpitala we Wrocławiu przy ul. Borowskiej. Niedługo potem zmarła. – To patologiczna sytuacja. Gdyby córka sprawnie została przetransportowana do Wałbrzycha lub Wrocławia, pewnie byłaby nadal z nami – mówił ojciec kobiety.
Zobacz także galerię: Pogrzeb nauczycielki z Obrzycka
Szpital i NFZ odpowiadają. Będzie kontrola
Jak ustaliła „Gazeta Wyborcza”, sprawą zainteresował się wojewoda dolnośląski oraz dolnośląski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia. Obie instytucje zapowiedziały kontrole w Regionalnym Szpitalu Specjalistycznym „Latawiec” w Świdnicy.
Rzecznik wojewody Tomasz Jankowski podkreślił, że system ratownictwa medycznego działał zgodnie z przepisami i zakończył swoje działanie po przewiezieniu kobiety do szpitala. – W momencie przyjęcia pacjentki do szpitala to podmiot leczniczy odpowiada za jej stan zdrowia, dalszą diagnostykę, leczenie i – w razie potrzeby – transport do innej placówki – powiedział „Gazecie Wyborczej”.
Z kolei Anna Szewczuk z dolnośląskiego NFZ zaznaczyła, że to właśnie szpital w Świdnicy był odpowiedzialny za zorganizowanie tzw. transportu międzyszpitalnego.
Szpital: „Wykorzystaliśmy wszystkie możliwości”
Dyrektor szpitala w Świdnicy Grzegorz Kloc tłumaczył w rozmowie z TVN24, że wszczęto wewnętrzne postępowanie wyjaśniające. – Placówka posiada umowy z jednostkami realizującymi transport medyczny, a sytuacje braku dostępności zdarzają się rzadko – podkreślił.
Dodał też, że w przypadku 30-letniej pacjentki „wykorzystano wszystkie dostępne możliwości, a opóźnienie wynikało z przyczyn niezależnych od szpitala”.
Sprawa bez zgłoszenia do prokuratury
Jak na razie sprawa nie trafiła do żadnej z prokuratur w okręgu świdnickim. Śmierć młodej kobiety jednak już wzbudziła duże poruszenie i pytania o realne funkcjonowanie systemu opieki zdrowotnej. Kontrole wojewody i NFZ mogą ujawnić, czy śmierci Patrycji można było uniknąć.