Korea Południowa: Tu rządzi pieniądz i pęd do doskonałości
Jeszcze do niedawna nikt w Europie nie kupował koreańskich rzeczy. Dziś w rękach Polaków i nie tylko są miliony urządzeń od Samsunga - od telefonów i komputerów, przez lodówki i zmywarki po pralki i suszarki. Filmy i telewizję oglądamy na telewizorach od LG, a ulice polskich miast przemierza coraz więcej Hyundaiów i Kii. Korea Południowa to jeden z najdynamiczniej rozwijających się krajów świata. Przez kilkadziesiąt lat zbudowała swoją niesamowitą potęgę i dała się poznać nie tylko w Azji i Europie, ale też na innych kontynentach. I wcale nie odbudowała się po wojnie koreańskiej, która zakończyła się w 1953 r. Bo przez wieki ten kraj był systematycznie niszczony, a los go nie oszczędzał. Był biedniejszy od Polski. Na początku XX w. w Seulu mieszkało 200 tys. mieszkańców, a jego infrastruktura pozostawiała wiele do życzenia. Plany rozwoju po wojnie były wprowadzane "żelazną ręką" i pozwoliły osiągnąć wielki sukces gospodarczy. Rządy dyktatorskie, mające na celu budowę silnych podstaw gospodarczych, przyniosły imponujący efekt - od 120 dolarów PKB per capita w latach 60. XX wieku do ponad 30 tys. dolarów PKB per capita dziś.
Na każdym kroku widać, że Koreą rządzi kultura konfucjańska i pieniądz. Społeczeństwo jest wysoce konkurencyjne i biznesowe, a podstawą są tzw. "czebole" czyli prywatne firmy. - Państwo zarządza, określa priorytety, a czebole realizują swoje zadania – przy czym wszystko to jest ze sobą skorelowane, państwo ma wspierać inicjatywy i role tę wypełnia. Czebole są w istocie gospodarczo i biznesowo potężne i one tez charakteryzują czy nadają kształt koreańskiemu modelowi gospodarczemu. Dwie sfery są dla każdej opcji nietykalne: biznes i obrona narodowa. W Korei nie ma miejsca na niszczenie inicjatyw gospodarczych poprzedniej ekipy – liczy się państwo i jego silna gospodarka - wylicza Piotr Ostaszewski, ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Korei Południowej, z którym spotkaliśmy się właśnie w Seulu.
Dziś w aglomeracji Seulskiej mieszka 25 mln mieszkańców. To połowa wszystkich mieszkańców Korei. Dzieci chodzą do szkół - państwowych, później prywatnych, odrabiają lekcje do późnej nocy. Czas w Korei musi być wykorzystany maksymalnie, na ile to możliwe.
CZYTAJ TEŻ: L4 w pracy? Korea nie ma takich luksusów. Pracownicy przychodzą do pracy nawet podczas choroby
Na sukces kraju pracują nie tylko Koreańczycy, ale też obywatele innych krajów. Jeszcze na lotnisku Incheon spotkaliśmy rzeszę pracowników z Bangladeszu. Zostali tu wysłani przez państwową agencję pośrednictwa pracy. Będą zarabiać nie tylko na siebie i swoje rodziny, ale także na biznesowy sukces całej Korei.
Biznes wcale nie jest łatwy. "Dobry napitek to dobry instrument porozumienia"
Dolnośląscy przedsiębiorcy, którzy pojechali na misję gospodarczą w Seulu w ramach projektu Going Global - Dolnośląska Dyplomacja Gospodarcza, na własnej skórze przekonali się, że o biznes w tym kraju nie będzie łatwo. Społeczeństwo koreańskie jest bardzo zhierarchizowane i paternalistyczne, a koreańska kultura biznesowa uważana jest za seksistowską. Choć w ostatnich latach to mocno się zmienia i równość płci rośnie. Nadal jednak to mężczyźni dominują w koreańskim biznesie.
- W kulturze koreańskiej, a zatem i w biznesie nigdy nie mówi się „nie”. Biznes dla obcokrajowca nie znającego tutejszych zwyczajów i zasad to trudna, ale do pokonania, sztuka - mówi ambasador nadzwyczajny Piotr Ostaszewski.
Podkreśla, że niezwykle ważne są negocjacje, na które trzeba być dobrze przygotowanym i mieć jasno wytyczony cel. Trzeba być też niezwykle cierpliwym. - Rozmowy z partnerami, których poznajemy bliżej mogą ciągnąć się w cały proces, zapraszanie na kolację, obiad – to ma duże znaczenie w nawiązywaniu osobistych kontaktów. Często spotkania te są zakrapiane, ale dobre jedzenie i dobry napitek to od wiek wieków był dobry instrument porozumień - wyjaśnia Piotr Ostaszewski.
Inwestycje w wojsko i atom. Dalej polskie mięso w Korei?
W ostatnich latach w Korei widać zdecydowany trend "propolski". Koreańczycy dostarczą Polakom m.in. sprzęt wojskowy. W przyszłym roku na wyposażenie 18. Dywizji Zmechanizowanej trafią wyrzutnie Chunmoo, czyli koreański HIMARS. To niezwykle skuteczna artyleria rakietowa na współczesnym polu walki. Pod koniec października polski rząd podpisał list intencyjny z koreańskim koncernem KHNP w sprawie opracowania planu budowy elektrowni jądrowej w Pątnowie. Miałaby ona powstać w oparciu o koreańską technologię reaktorów APR 1400.
CZYTAJ TEŻ: Elektrownia jądrowa w Polsce. Podpisano umowę z Koreą Południową
- Energia nuklearna jest dla Polski priorytetem. Jak na razie podpisano z Koreą, a konkretnie KHNP list intencyjny. To bardzo dobry dla Polski kierunek. Mamy więc wesele, czas na małżeństwo - dobrze rokujące małżeństwo, bo dla nas to niezwykle istotny partner, razem stanowimy dobraną parę jak sądzę. Inicjatywa leży po naszej stronie, Polska ma strategię a Korea technologię - mówi "Super Expressowi" nadzwyczajny ambasador RP Piotr Ostaszewski.
Anna Łagodzińska z Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu w Seulu podkreśla, że przestrzeń do inwestycji jest bardzo duża.
- Na pewno przedsiębiorcy reprezentujący branżę spożywczą powinni próbować zawalczyć o koreański rynek. Mamy wiele w tej kwestii do zaoferowania Koreańczykom, chociażby doskonałe produkty mleczarskie, czy różnego rodzaju przekąski. Wiele na to wskazuje, że już niedługo będziemy mogli także eksportować do Korei nasze mięso - mówiła w trakcie spotkania z dziennikarzami Anna Łagodzińska z PAIH.
Chcą podbić półwysep winem, serami i technologiami. Dolnośląscy przedsiębiorcy na misji
Nadzieje z rozwojem i eksportem towarów i technologii wiążą przedsiębiorcy z Dolnego Śląska. Tomasz Pilawka, właściciel winnicy 55-100 z Rzepotowic przyznaje, że każda zagraniczna sprzedaż, pozwala wzmacniać markę. Lokalny trunek z dolnośląskiej winnicy można kupić już m.in. w Berlinie i Luksemburgu. Teraz czas na Seul? - Przede wszystkim widzimy, że rynek koreański sam nie produkuje wina, głównie z przyczyn klimatycznych. Dlatego dla nas jest to istotny rynek, chcielibyśmy tutaj wejść. Tym bardziej, że marka, którą zbudowaliśmy idealnie się w niego wpisuje. Na początku chcielibyśmy sprzedawać tutaj od 500 do 1000 butelek - mówi Tomasz Pilawka.
Misja w Republice Korei była zwieńczeniem programu "Going Global - Dolnośląska Dyplomacja Gospodarcza". To cykl misji i wydarzeń realizowanych przez Wydział Współpracy z Zagranicą Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego. Mikro, mali i średni przedsiębiorcy pojechali do Seulu w poszukiwaniu nowych rynków zbytu i nawiązaniu międzynarodowej współpracy na Półwyspie Koreańskim. Wcześniej delegacje odwiedziły m.in. Tokio, Miami czy Dubaj.
- Ożywienie w kontaktach gospodarczych i handlowych pomiędzy Polską a Koreą jest w ostatnim czasie szczególnie intensywne, dotyczy to także naszego regionu. W ramach projektu Going Global kilkanaście dolnośląskich przedsiębiorstw w Seulu stara się o nowych kontrahentów, a my jako samorząd również podejmujemy konkretne działania, czego dowodem jest właśnie podpisany list intencyjny w sprawie ewentualnych dostaw sprzętu medycznego - wymieniał Grzegorz Macko, wicemarszałek województwa dolnośląskiego. O kontrakcie, który pozwoli na zakup nowoczesnego sprzętu do diagnozowania chorób serca pisaliśmy tutaj.
Projekt Going Global - Dolnośląska Dyplomacja Gospodarcza jest finansowany ze środków Unii Europejskiej.