Punkty z dopalaczami na Ołbinie można znaleźć na przykład w bocznych ulicach odchodzących od Żeromskiego.
- Sprzedają je w melinach dzieciom czy młodzieży - opowiada jeden z okolicznych mieszkańców.
- Wszyscy o tym wiedzą, gdzie i w którym miejscu, łącznie z policją. Mieszkańców zastanawia, że nic nie jest z tym robione. Wszyscy wiedzą które to punkty, w którym rejonie, kto kiedy przychodzi. To nawet nie trzeba się zagłębiać w temat. Wystarczy przejść i wtedy dokładnie wiadomo - tłumaczy inna zapytana.
- Szczególnie po nocy tu jest bardzo dużo ludzi, którzy "latają" na fazie. Nie jest tu wtedy bezpiecznie. W bramach można spotkać narkomanów, którzy ćpają. Przeważnie bardzo głośno krzyczą i biją, atakują innych - opowiada kolejny przechodzień.
Radny: Mam dowody na sprzedaż dopalaczy
- Pojawiają się takie lokale, które nie zajmują się tym, co napisane jest na szyldzie. Mam dowody na to, że w części z nich po prostu sprzedawane są dopalacze. Są w okolicach, gdzie jest kilka szkół podstawowych i gimnazja. W ciągu kilku minut można ze szkoły dotrzeć w takie miejsce i zdobyć nielegalne substancje - twierdzi Piotr Uhle, wrocławski radny.
Dopalacze? To do sanepidu
Dopalaczami zajmuję się głównie sanepid. Pozwolenie na prowadzenie działalności gospodarczej wydaje miasto. Policjanci też jednak zapewniają, że sprawę kontrolują.
- Zakaz, który wydaje sanepid dotyczy konkretnej osoby, firmy, która sprzedała dopalacze. Natomiast jeśli w tym samym miejscu pojawi się inna osoba, inna firma, ten zakaz nie obowiązuje. Swoje działania prowadzimy cały czas. Pojawiamy się w różnych punktach, w niektórych po kilka razy - wyjaśnia Paweł Petrykowski z wrocławskiej policji.
Niestety, sprzedawcy narkotyków wykorzystują istniejące przepisy. Nawet gdy jeden sklep, w którym można kupić dopalacze zostaje zamknięty, często w jego miejscu zaraz pojawia się kolejny, zarejestrowany już na kogoś innego.
Zobacz film reporterki Radia ESKA Eweliny Wąs:
Więcej w materiale reporterki Radia ESKA Eweliny Wąs: