Szokującą sprawą śmierci pana Daniela Klimy zajęła się "Uwaga". 45-latek wracał do Polski po zrealizowaniu zagranicznej trasy, był kierowcą zawodowym. Zgodnie z procedurami odesłano go na 14-dniową kwarantannę. Już wtedy czuł się źle. Bolało go gardło, miał gorączkę. Był w grupie wysokiego ryzyka, albowiem chorował na cukrzycę i astmę.
>>> Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express - KLIKNIJ tutaj!
Podczas kwarantanny znajdował się pod opieką sanepidu i MOPS. Dostarczano mu jedzenie i lekarstwa. Był równiez kontrolowany przez policjantów. Po kilku dniach od powrotu poczuł się gorzej. – We wtorek przyszła pani z pomocy społecznej. Przyniosła mu zakupy i insulinę. Pokazywał mi nawet na kamerze, że dostarczono mu złą insulinę – powiedziała "Uwadze" Joanna Paterska, siostrzenica pana Daniela. Mężczyzna miał duszności i gorączkę. Postanowiono wykonać mu test na obecność koronawirusa. Ale do badania nie doszło.
Jak relacjonują bliscy pana Daniela w czwartek mężczyzna czuł się bardzo źle, ale z relacji, jaką otrzymała prokuratura wynika, że dzień później jego stan się poprawił. Tymczasem w sobotę mężczyzna zmarł. Strażacy musieli wyważyć drzwi, aby dostać się do jego mieszkania. Tam znaleźli ciało pana Daniela. – Strażacy weszli do środka ze służbami z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Stwierdzono zgon 45-latka – relacjonuje kom. Bogdan Kaleta z KPP w Głogowie.
Nie wiadomo, kto stwierdził zgon mężczyzny. W mieszkaniu nie było ponoć lekarza. Ciało zabrano do zakładu pogrzebowego. Po kilku dniach lekarz sądowy, po oględzinach ciała uznał, że mężczyzna zmarł z powodu niewydolności układu krążeniowo-oddechowego. Po dwóch tygodniach ciało poddano kremacji. Bliscy zmarłego są wstrząśnięci całą sprawą. I załamani faktem, że w swoich ostatnich chwilach pan Daniel był zupełnie sam.
– Najgorsza jest świadomość, że zmarł w samotności. Czasem myślę, że może gdybym tam była na miejscu, to bym mu pomogła – mówi Ewelina Stępień, partnerka pana Daniela.