Do całej sytuacji doszło w maju 2015 roku.
- Lekarz naraził pacjenta na utratę życia i ciężki uszczerbek na zdrowiu nie pobierając odpowiednich dokumentów - czytała w akcie oskarżenia prokurator Beata Kostrzewa-Fedyk:
- Nie pobrał wyników badania tomograficznego i USG, nie dokonał stanu klinicznego pacjenta, nie zapoznał się z wynikami badań obrazowych pacjenta po przyjęciu go na oddział urologii, ani nie wykonał samodzielnie kontrolnego badania USG nerki - przemawiała w sądzie prokurator.
Czy zawinił tylko chirurg?
Oskarżony Aleksander B. tłumaczy, że dokumentacja pacjenta nie została mu przekazana, o czym poinformował na porannym zebraniu.
- Na moje zawiadomienie o tym fakcie powstała burzliwa dyskusja: kto, jak, którędy i kiedy ma dostarczać dokumentację medyczną do oddziału z punktu DILO [Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego, przyp.red.]. Zakończyła się ona postawieniem wniosku, żeby zastępca ordynatora zgłosił ten fakt na radzie klinicystów, która była w tym dniu. Nikomu nie zostało żadne polecenie, żeby tę dokumentację ściągnąć, żeby ktoś przyszedł i to przyniósł. - tłumaczył oskarżony.
Po fatalnej operacji choremu usunięto połowę ocalonego organu z nowotworem, który teraz pozwala pacjentowi funkcjonować. Nigdy nie odzyska on jednak pełnej sprawności. Aleksander B. jest jedynym oskarżonym w sprawie, chociaż w operacji brał udział sztab innych specjalistów, lekarzy i pielęgniarek. Zdaniem prokuratury to on popełnił błąd, zdaniem oskarżonego to inny lekarz źle wpisał do dokumentacji stronę wycinanej nerki.
Posłuchaj materiału reporterki Radia ESKA Kai Paśko: