Proceder wydawania żołnierzom lewych zaświadczeń lekarskich trwać miał już od 2010 roku. Sprawa najpewniej nadal nie wyszłaby na jaw, gdyby nie doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa, jakie trafiło do żandarmerii i prokuratury wojskowej. O sprawie informuje "Gazeta Wrocławska".
Jak czytamy w artykule, Prokuratura Wojskowa nie zamierza prowadzić śledztwa. Zamiast tego żołnierze zostaną ukarani dyscyplinarnie. Nieprzyjemności będzie miała także wrocławska lekarka, która przez ostatnich pięć lat wystawiała im zaświadczenia o stanie zdrowia, chociaż nie miała takiego prawa.
Jak działali żołnierze?
Mechanizm jest prosty – żołnierz, pragnący pełnić służbę, zobowiązany jest do regularnych kontroli lekarskich. Dlatego też chodzi na badania, z których do właściwej sobie jednostki dostarczyć ma orzeczenie o dobrym stanie zdrowia.
Ci, którzy z pewnych przyczyn obawiali się, że nie przejdą badań, udawali się do mieszkania jednej z wrocławskich lekarek, która wystawiała orzeczenia niezależnie od faktycznego stanu ich zdrowia.
Jak donosi "Gazeta Wrocławska", kobieta miała pobierać od żołnierzy 40 zł za zaświadczenie o zdolności do służby na rok, zaś 50 zł za zaświadczenie na dwa lata. Bez przeprowadzenia jakichkolwiek badań.
Jaka kara spotka żołnierzy?
Żołnierze zawinili więc z dwóch przynajmniej względów – po pierwsze, oszukiwali przełożonych na temat stanu swojego zdrowia, po drugie zaś udawali się do prywatnej lekarki zamiast do przychodni, wskazanej im w jednostce. W praktyce oznacza to, że wykonywali rozkaz niezgodny z treścią.
Tych z nich, którzy dopuścili się tego po raz pierwszy, czeka jedynie rozmowa ostrzegawcza z przełożonym. Pozostali muszą liczyć się z upomnieniem. Konsekwencje są jednak większe – ukarani żołnierze przez rok nie mogą liczyć na żadne wyróżnienia ani przywileje, w tym też na tzw. "urlop nagrodowy".