Finały oddalają się od Sparty Wrocław. WTS przegrał pierwszy półfinał z Unią Leszno 42:48. - Treningi mieliśmy też na nieco różnych torach, bo w czwartek i piątek tor był nieco inny. Sytuacja z taśmą tez nie była dla nas komfortowa, ale to nie jest żadne wytłumaczenie, bo dla wszystkich zawodników warunki były takie same - tłumaczył po meczu Rafał Dobrucki, menadżer Sparty Wrocław.
I tym razem na Olimpijskim zabrakło ścigania. O zwycięstwie decydowały starty, które wrocławianie najczęściej przegrywali. Jak skomentował to Rafał Dobrucki:
Najlepiej w Sparcie punktował Maksym Drabik, który zdobył 10 pkt. Po 9 pkt zgromadzili Maciej Janowski, Max Fricke i Tai Woffinden. Bez punktu rywalizację zakończył Przemysław Liszka, Vaclav Milik zanotował tylko 3 pkt., a Damian Dróżdż 2 pkt. Najlepiej w drużynie gości punktował Janusz Kołodziej - 13 pkt.
Żużlowcy walczyli wczoraj nie tylko z rywalami, ale także z pogodą i przeciwnościami losu. Najwięcej emocji przysporzyła awaria maszyny startowej. Przez połowę zawodów żużlowcy startowali patrząc jedynie na światło. Taka sytuacja zdarza się niezwykle rzadko. Unia Leszno skomentowała tę sytuacje w mediach społecznościowych:
W pierwszym meczu pomiędzy tymi drużynami we Wrocławiu w tym sezonie pojawiły się problemy z zasilaniem. Nie działała m.in. dmuchawa bandy, co wstrzymało mecz na prawie 30 minut.
Rewanż w niedzielę na stadionie im. Alfreda Smoczyka w Lesznie. Wrocławianie, aby awansować do finału, muszą wygrać co najmniej siedmioma punktami. Będzie to jednak bardzo trudne, bowiem w ostatnim meczu w Lesznie Spartanom udało się zdobyć tylko 35 punktów.