- Śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci Magdaleny Żuk w Egipcie zostało zawieszone z powodu braku dokumentów od strony egipskiej.
- Polka, która w 2017 roku wyjechała sama na wakacje, trafiła do szpitala z objawami psychozy i depresji.
- Kobieta wypadła z okna szpitala i zmarła, a sekcja zwłok wykazała obecność substancji używanych w leczeniu psychoz.
- Czy brak egipskich dokumentów na zawsze pogrzebie prawdę o tragicznej śmierci Magdaleny Żuk?
Tajemnica śmierci Magdaleny Żuk
Mimo upływu lat zagadka śmierci Magdaleny Żuk wcale nie jest bliżej wyjaśnienia. Kilka miesięcy temu prokuratura w Jeleniej Górze, która prowadzi śledztwo w tej sprawie, zawiesiła postępowanie. Ten stan może niestety trwać do odwołania.
- Wszystko dlatego, że nadal nie otrzymaliśmy od strony egipskiej dokumentów niezbędnych do wyjaśnienia szczegółowych przyczyn i okoliczności zgonu kobiety; natomiast gdy tylko do nas trafią, śledztwo zostanie wznowione - powiedziała "Super Expressowi" Ewa Węglarowicz-Makowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
Dramat 27-letniej Polki rozpoczął się niemal od razu po jej wakacyjnym wyjeździe do Egiptu: w kwietniu 2017 r. Miał jej towarzyszyć jej chłopak Markus, ale okazało się, że nie miał paszportu i musiał zostać w kraju. Magdalena Żuk poleciała na wczasy sama i zameldowała się w hotelu w Marsa Alam. Wkrótce po przyjeździe kobieta miała się zachowywać w niepokojący sposób, o czym został powiadomiony menedżer obiektu.
28 kwietnia Polka trafiła do szpitala w Port Ghalib, gdzie badał ją dr Ahmed Shawky.
- Napisałem w raporcie, że Magdalena miała psychozę. Była w złym stanie, ale nie była agresywna. Natomiast nie byliśmy w stanie się z nią porozumieć - mówił medyk w rozmowie z "Super Expressem".
Na nagraniach z placówki i parkingu widać, że 27-latkę przywiozła karetka ok. godz. 15. Pacjentka nie chciała jednak na początku wysiąść z pojazdu, a wokół niej kręcił się personel szpitala. Po jakimś czasie kobieta sama weszła do budynku, a kamera zarejestrowała ją później, gdy chodziła po korytarzu i do kogoś dzwoniła; podczas pobytu w Egipcie mieszkanka Wrocławia miała się jeszcze kontaktować ze swoim chłopakiem, prosząc, by ją stamtąd zabrał.
Magdalena Żuk spędziła w szpitalu ok. godzinę i została zwolniona, wracając do hotelu, ale następnego dnia, tj. 29 kwietnia, znowu trafiła do tej samej placówki, tym razem już w znacznie gorszym stanie. Karetka miała ją przywieźć nieprzytomną, ale kobieta po ocknięciu się próbowała stamtąd uciec i szarpała się z pracownikami. Badający ją lekarz orzekł, że pacjentka może mieć depresję ze skłonnościami nawet do targnięcia się na swoje życie, dlatego została ona przywiązana do szpitalnego łóżka.
Niestety to nie pomogło, bo w nocy 27-latka zdołała się oswobodzić i w nieznanych okolicznościach wypadła z okna na 1. piętrze placówki. Ciężko ranna Polka została jeszcze przetransportowana do szpitala w Hurghadzie, gdzie zmarła 30 kwietnia.
- Z relacji pielęgniarki wynika, że jej wyskok wyglądał, jak próba ucieczki. Prawdopodobnie nie wiedziała, że znajduje się tak wysoko. Ale to tylko moja teoria - mówił dr Ahmed Shawky.
Sekcja zwłok wykazała, że Magdalena Żuk zażywała przed śmiercią leki na depresję, których używa się między innymi w przypadku wystąpienia schizofrenii i różnego rodzaju psychoz.
Do tej pory nie udało się jednak wyjaśnić, czy to środki farmakologiczne mogły doprowadzić kobietę do tak skrajnego stanu, czy za jej zgonem stoją inne zdarzenia.
Polka została pochowana na cmentarzu w Bogatyni.