druzgocący obraz

Pomaga ofiarom wielkiej powodzi. Opowiedział, jak wygląda sytuacja na miejscu. "Domu nie było, odpłynął"

2024-10-11 15:15

W najnowszym "Raporcie Złotorowicza" gościem był Marek Sokołowski, dyrektor ds. standardów technicznej obsługi szkód w PZU. Opowiedział o tragicznych skutkach powodzi. Wraz z pracownikami byli na miejscu od samego początku i pomagając poszkodowanym na własne oczy obserwowali ludzkie tragedie: "Przychodzi powódź i zabiera wszystko w jednej chwili. Przychodzili ludzie, którzy pokazywali zdjęcie domu i na kolejnym hałdy gruzu".

Tragiczne skutki powodzi. Wszystkie ręce na pokład

Jan Złotorowicz w najnowszym "Raporcie Złotorowicza" rozmawiał z Markiem Sokołowskim, dyrektorem ds. standardów technicznej obsługi szkód w PZU. Ekspert opowiedział od strony ubezpieczyciela o sytuacji panującej w zalanym regionie.

Pracownicy jeszcze przed powodzią wysłali konieczne ostrzeżenia i razem z klientami czekali na nadejście wielkiej wody, a po jej przejściu robili wszystko, by dotrzeć nawet w trudno dostępne miejsca. Na własnej skórze doświadczyli tragedii tysięcy rodzin i na bieżąco oglądali niewyobrażalne zniszczenia.

"Tam gdzie można było dotrzeć korzystaliśmy z pomocy straży pożarnej i służb, które były na miejscu. Docieraliśmy też do osób starszych, mieszkających w pojedynkę w gospodarstwie domowym. W Stroniu Śląskim dotarliśmy do pani, która nie posługiwała się telefonem komórkowym, nie miała konta, a była ubezpieczona. Wyliczyliśmy szkody z pracownikami urzędu miasta, wspólnie założyliśmy tej pani konto i wypłaciliśmy stosowne odszkodowanie" - mówi ekspert. Czytaj dalej pod materiałem wideo

Raport Jana Złotorowicza: Pomaga ofiarom wielkiej powodzi. Opowiedział, jak wygląda sytuacja na miejscu

Powódź zabrała im wszystko. Wystarczyło kilka minut

Natychmiastowa powódź wdzierała się do domów i w kilka minut potrafiła zniszczyć wszystko, na co poszkodowani pracowali latami. Trudno wyobrazić sobie emocje, które nimi targały. Smutek, złość, żal, bezsilność - te słowa nie oddają rozmiaru tragedii.

"Trzeba być rzeczywiście na miejscu, żeby pojąć, co się wydarzyło i spojrzeć w oczy człowiekowi, który z minuty na minutę stracił dorobek całego życia. Stracił to, co osiągnął, co pielęgnował. Kwestia środków finansowych to jedno, ale w swoje domostwa wkłada się serce i pracę. Przychodzi powódź i zabiera wszystko w jednej chwili.

Przychodzili ludzie, którzy pokazywali zdjęcie domu i na kolejnym hałdy gruzu. Tego domu nie było, odpłynął. Ciężko to opowiedzieć. Koleżanki, które przyjmowały zgłoszenia, niejednokrotnie uroniły łzę razem z poszkodowanymi. Ciężko się inaczej zachować, jesteśmy też ludźmi i wiemy, co to jest tragedia" - wyznaje Marek Sokołowski.

Wraz z przejściem powodzi mieszkańcy zalanych terenów potracili dokumenty. Nawet ci ubezpieczeni obawiali się, że nie dostaną odszkodowania. Wystarczyło jednak podanie numeru PESEL w punktach mobilnych (w busach PZU) - po wprowadzeniu danych w wewnętrzny system nie było problemu z oceną szkód i natychmiastowym wypłaceniem środków na wartość polisy, która została zawarta.

"Największym problemem było to, że nie mogliśmy być wszędzie, a potrzeb było bardzo dużo. Staraliśmy się rozłożyć siły w taki sposób, żeby do każdego dotrzeć, szczególnie do miejsc, gdzie doszło na przykład do zerwania wału lub tak jak w Stroniu Śląskim przerwania części tamy. To druzgocący obraz. Można powiedzieć, że 70% miasta zostało zniszczone. Będąc w Kotlinie Kłodzkiej oczekiwano nas w Głuchołazach, w Nysie. Z Nysy przenieśliśmy się do Lewina Brzeskiego, z Lewina Brzeskiego do Jeleniej Góry. (...) Dojechaliśmy do tych najbardziej poszkodowanych" - opowiada.

Tym, którzy ubezpieczeni nie byli, pomóc nie mogli. Ekspert zauważa, że to duży problem. Wiele osób wciąż nie myśli o zabezpieczeniu siebie i rodziny przed skutkami kataklizmów. A wraz ze zmianami klimatycznymi kolejne z pewnością nadejdą.

"Wszyscy obserwowaliśmy za pośrednictwem mediów skalę zniszczeń. To powinno pobudzać wyobraźnię i dać refleksję do tego, że jednak trzeba się ubezpieczać. Trudno znaleźć inne rozwiązanie. To zawsze klient dokonuje wyboru" - podkreśla dyrektor PZU.

Sonda
Czy jesteś za surowszym karaniem piratów drogowych?