Cezary Przybylski i Tymoteusz Myrda

i

Autor: Lubin

Rebelia na Dolnym Śląsku. Szef puczystów OSTRO o liderze Bezpartyjnych, jest dużo ZŁOŚCI

2021-03-12 21:03

Na Dolnym Śląsku trwa próba politycznych sił. Doszło do rozłamu w obozie Bezpartyjnych Samorządowców. Część radnych chce odciąć od władzy Lubin - czyli prezydenta tego miasta i jego otoczenie. Na czele spisku stanął Mirosław Lubiński, ale jako mózg operacji uznawany jest Dariusz Stasiak. - On się po prostu mści - mówi nam Tymoteusz Myrda, członek zarządu województwa.

Jeszcze kilka miesięcy temu Bezpartyjni określali się mianem zaciśniętej pięści. - Jesteśmy zwarci, działamy razem - przekonywali nas działacze.

Tymczasem w piątek okazało się, że wewnątrz Bezpartyjnych trwa ostra walka - na pięści. Bo trudno inaczej nazwać to, co się wydarzyło. Otóż doszło do spotkania radnych i innych działaczy BS. Większość zebranych nie miała pojęcia, co się stanie na spotkaniu. Choć zaskoczenie wywołał fakt, że pojawił się Michał Bobowiec, który został odwołany z zarządu województwa w zeszłym roku i przez kilka miesięcy nie brał udziału w żadnych pracach klubu. 

Bobowiec został namówiony przez Mirosława Lubińskiego. To lekarz, dawniej związany z PSLem. Od niedawna zaś jest szefem klubu Bezpartyjnych. 

Lubiński na posiedzeniu klubu zaczął przemówienie, które zostało (co prawda w żartach) porównane do słynnego referatu Chruszczowa, w którym potępiał Stalina. Oto zapis wystąpienia szefa klubu Bezpartyjnych:   

"Z każdym radnym Klubu Bezpartyjni Samorządowcy odbyłem wiele rozmów i dzięki temu wyrobiłem sobie opinię na temat aktualnej sytuacji politycznej.

Tydzień temu odbyła się konferencja BS w Warszawie. Większość tutaj siedzących osób, włączając mnie, nie została nawet na nią zaproszona.

Dlatego warto zadać sobie pytanie: czym są Bezpartyjni Samorządowcy?

Z jednej strony jest Klub Radnych Wojewódzkich, który współrządzi Dolnym Śląskiem, z drugiej wyimaginowany ruch samorządowy z panem Robertem Raczyńskim jako liderem.

Kilka tygodni temu było spotkanie z naszym sejmikowym koalicjantem, na którym pojawił się, ku mojemu zdziwieniu, Pan Prezydent Raczyński wraz ze swoim asystentem (panem Damianem).

Dla mnie, jako szefa klubu sejmikowego, dużo ważniejszy jest głos radnego wojewódzkiego, byłego prezydenta Jeleniej Góry, Marka Obrębalskiego niż włodarza Lubina, pana Raczyńskiego.

Nie do przyjęcia dla mnie jest to, ze w bogatym Lubinie, Województwo ma tworzyć inkubatory przedsiębiorczości czy irracjonalne połączenie kolejowe Lubin - Polkowice - Głogów.Nie do przyjęcia jest tez to, ze otoczenie Pana Raczyńskiego sprawuje nadzór nad największymi spółkami wojewódzkimi, zaś szefem Dolnośląskiej Instytucji Pośredniczącej jest wuefista. Skąd? Z Lubina...

Nie zamierzam być malowanym Przewodniczącym Klubu.Wszyscy w klubie BS jesteśmy równi. Nikt z zewnątrz ponad nami!"

Nie wiemy, czy wtedy część słuchaczy zerwała się z miejsc i zaczęła klaskać, ale faktem jest, że przemowa Lubińskiego była dla wielu szokiem. Zwłaszcza, że po chwili wyrzucił za drzwi wszystkich zebranych, nie licząc radnych wojewódzkich, w tym marszałka Cezarego Przybylskiego.

Następnie pozostali w sali politycy zaczęli głosować nad przyszłością Tymoteusza Myrdy, ponieważ puczyści postanowili pozbyć się ze swoich szeregów zaufanego człowieka prezydenta Lubina. "Za" wyrzuceniem z klubu był Mirosław Lubiński, Dariusz Stasiak, Patryk Wild i Michał Bobowiec. Przeciw zaś trzy osoby: marszałek Przybylski, Marek Obrębalski i sam zainteresowany.

Lubiński na antenie Radia Wrocław zarzucał Myrdzie m.in. konfliktowanie członków klubu i wprowadzanie ich w błąd. "Ustały możliwości dalszej współpracy" - mówił twardo.

Kolejna decyzja: że tylko radni wojewódzcy mogą rozmawiać na temat koalicji rządzącej. To wywalenie na margines Raczyńskiego i spółki. 

Jego najbliższy współpracownik: - Mogą sobie ustalać co chcą, to są brednie, które nic nie znaczą.   

Ale rebelianci są nadal hardzi. Chcą pozbawić Myrdy stanowiska w zarządzie województwa. Jednak z takim wnioskiem może wyjść tylko marszałek Przybylski. A ten nie chce tego zrobić. Puczyści więc grożą, że odwołają też marszałka. Mija jednak kilka godzin i pojawiają się pierwsze wątpliwości. Lubiński na łamach "Gazety Wrocławskiej" zaczął przekonywać, że "to nie żaden bunt".

Przekaz ewidentnie słabnie. Być może dlatego, że radni opozycyjni uznali, że nie mają zamiaru się w to mieszać, tylko jak to powiedział jeden z nich: "poczekamy aż trupy same przypłyną do brzegu".

Tymoteusz Myrda: - Próba puczu się nie powiedzie. To zresztą nic innego, jak zemsta Dariusz Stasiaka. Nie wiedzę innych racjonalnych powód tego co się wydarzyło - mówi nam polityk.

Bo to Stasiak miał - według Myrdy i innych polityków z otoczenia marszałka - wymyślić całą intrygę, aby zemścić się na swoim klubowym koledze. Bo Myrda niedawno złożył wniosek, aby pozbawić Stasiaka stanowiska szefa klubu i propozycja ta została przyjęta (Stasiaka zastąpił Lubiński).

Nikt w Bezpartyjnych nie robi sobie już złudzeń, że klub w sejmiku uda się uratować. Wydano jednak oświadczenie, które ma uspokoić nastroje, a przede wszystkim koalicję. 

"Różnice zdań pomiędzy radnymi na dzisiejszym posiedzeniu sejmikowego Klubu Bezpartyjnych Samorządowców na Dolnym Śląsku mają prawo mieć miejsce, ale nade wszystko liczy się porozumienie, dlatego wszystkie kwestie zostaną wspólnie wyjaśnione w drodze dialogu.Dobro Dolnoślązaków jest dla nas najważniejszą kwestią, tym bardziej, że w najbliższych dniach będziemy negocjowali z przedstawicielami rządu nowy budżet unijny dla naszego regionu.Koalicja Bezpartyjnych Samorządowców z Prawem i Sprawiedliwością na Dolnym Śląsku będzie kontynuowana, ponieważ realizujemy wspólnie szereg ważnych i potrzebnych Dolnoślązakom inwestycji".

Jeśli mielibyśmy wyrokować: do żadnego odwołania nie dojdzie. Stanowisko zachowa zarówno Myrda, jak i Przybylski. Bo odwołanie zarządu musiałoby poprzeć kilku radnych opozycji. Jeśli stasiakowcy nie przekonali potajemnie żadnego z nich, to nic z puczu nie wyjdzie.

Niektórzy politycy rozważają też taki scenariusz, że za wszystkim stoi Michał Dworczyk, lider PiS na Dolnym Śląsku, który uznał, że wykorzysta tarcia wewnątrz Bezpartyjnych i zyska dla swojej partii np. dodatkowe miejsce w zarządzie województwa. -  Wątpię, bo nikt od nas o tym nie wie. Nie wierzę, w aż taką utajnioną rozgrywkę - mówią nam w PiS.  

Jednak wykluczyć tego nie można, bo w PiS są podrażnieni tym, że mimo największej liczby radnych w sejmiku, muszą uznawać wyższość Bezpartyjnych. 

Możliwe więc, że jedynym wygranym całego zamieszania będzie Michał Bobowiec, który udowodnił, że jego głos jest bardzo ważny i może być znaczącym graczem w politycznej układance.