Był listopad 2020 roku. Krzysztof S. uzbrojony w metalowy pręt zaatakował dwóch strażników leśnych. Do zdarzenia doszło na terenie gminy Stara Kamienica, niedaleko Jeleniej Góry. Napastnik był bardzo agresywny, nie mógł się uspokoić, działał jak w amoku - jednego ze strażników zranił w rękę. Wtedy drugi z funkcjonariuszy strzelił do Krzysztofa S. Ranił go w udo. Mężczyzna został przez strażników opatrzony, trafił do szpitala, a następnie przed oblicze prokuratora. Za czynną napaść na funkcjonariuszy grozi 10 lat więzienia. Krzysztof S. został aresztowany na trzy miesiące.
Niestety, tak historia ma jednak ciąg dalszy. Bo w trakcie śledztwa mężczyzna został przebadany przez biegłych psychologów i psychiatrów. Stwierdzili oni jednoznacznie, że Krzysztof S. jest ciężko chory. - Tak chory, że nie wchodzą w grę żadne lekarstwa, które pozwolą mu na życie wśród ludzi. Jest tak chory, że musi być odizolowany, bo stanowi ogromne zagrożenie dla innych - słyszymy od osoby, znającej szczegóły sprawy.
1 marca prokuratura z Jeleniej Góry składa wniosek o przymusowe leczenie mężczyzny i umarza postępowanie. Krzysztofem S. powinni zajmować się lekarze, a nie śledczy. Sąd ma akta sprawy, z których wynika, że mężczyzna jest bardzo niebezpieczny.
Powinno być tak, że mężczyzna ten opuszcza areszt i od razu trafia na oddział zamknięty szpitala dla psychicznie chorych. Ale tak się nie stało.
30 marca Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze... uchyla areszt mężczyźnie! Co oznacza to w praktyce? Że Krzysztof S. wychodzi na wolność. Może robić wszystko to, na co ma ochotę. Jest wolny.
Krzysztof S. przez nikogo nie niepokojony jedzie do Lubania, do mieszkania swojej matki.
6 kwietnia prokuratura składa zażalenie na decyzję sądu rejonowego. Śledczy są przekonani, że Krzysztof S. powinien być zamknięty w szpitalu, bo może komuś zrobić krzywdę. 19 kwietnia Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze przyznaje racje prokuraturze. Uchyla decyzję sądu pierwszej instancji, nakazuje odizolować Krzysztofa S.
4 maja dochodzi do tragedii. Krzysztof S. atakuje własną matkę. Bije kobietę, również nogą od stołu. Zadaje jej wiele ciosów. Kobieta w stanie krytycznym trafia do szpitala. - Tylko cud może sprawić, że nie umrze - mówi nam nasz informator.
W tej sprawie bulwersuje decyzja sądu rejonowego, który wypuścił na wolność groźnego człowieka, a ten w rezultacie dopuścił się strasznego przestępstwa. Gdyby Krzysztof S. został umieszczony w zakładzie albo przynajmniej przez jakiś czas w areszcie - do tragedii by nie doszło.
Teraz czeka nas dochodzenie, dzięki któremu powinniśmy dowiedzieć się, dlaczego sędzia z Jeleniej Góry wypuściła na wolność Krzysztofa S. Trzeba też wyjaśnić, jak to możliwe, że od 19 kwietnia (czyli od decyzji sądu okręgowego, że trzeba odizolować mężczyznę) nikt nie zatrzymał Krzysztofa S. Od tej decyzji do ataku na matkę minęło przecież kilkanaście dni...