Na początek: kubeł zimnej wody. Nie ma najmniejszych szans, aby Westminster przejął Śląsk Wrocław w najbliższym czasie. Przed firmą i gminą cykl długich spotkań, na których będą prowadzone różne negocjacje. Jeśli ktoś się łudził, że Niemcy przejmą Śląsk w ciągu najbliższych tygodni, to może już przestać.
W połowie miesiąca ma dojść do drugiej tury rozmów w ratuszu. Będzie wtedy omawiana umowa inwestycyjna - to najważniejszy na teraz, dokument. Jeśli zostanie podpisana, to strony pójdą dalej.
Nie jest więc prawdą, jakby Westminster usłyszał od miasta - już teraz - szczegółowe warunki korzystania ze stadionu, czyli Tarczyński Arena. Zaniepokojeni wrocławianie poinformowali nas, że miasto domagać się będzie od Niemców kilku milionów złotych za możliwość grania na stadionie. Po korytarzach krążyła też plotka, że Westminster nie będzie dysponentem lóż VIP itd. Takie stwierdzenia ze strony miasta nie padły i raczej nie padną.
W gminie raczej zdają sobie sprawę, że na dziwnych relacjach ze stadionem straci ostatecznie sam Śląsk. Bo to co teraz Westminster negocjuje, będzie przecież obowiązywało wrocławski klub.
- Mamy różne pomysły na stadion, na pewno rozmowy z miastem będą ciekawe - mówi tylko Jarosław Prus, prezes Westminster.
Przypomnijmy, że teraz stadionem zarządza spółka miejska. Niestety, trudno ich pochwalić za ich pracę. Arena, która miała być atrakcyjnym miejscem regularnych spotkań wrocławian, nie jest niczym takim. Nie dzieje się tam zbyt wiele. Wielkie imprezy goszczą tam nader rzadko, a trudno za coś spektakularnego uznać organizację studniówek, czy zloty food-trucków.
Miejsce to wciąż ma gigantyczny potencjał, ale wygląda na to, że siłami urzędników nie uda się go w pełni wydobyć.
Miejmy więc nadzieję, że firma, która chce przejąć Śląsk znajdzie porozumienie z urzędem. Ale na efekt rozmów musimy jeszcze poczekać.