Marsz rozpoczął się o godzinie 19:00. Mieszkańcy mieli przygotować się na kilkugodzinne utrudnienia, związane z legalnie zgłoszoną manifestacją. W ciągu kilkunastu minut do uczestników zgromadzenia policja zdążyła wystosować kilka komunikatów. Niedługo później marsz został rozwiązany.
O decyzji dowiedzieliśmy się za pośrednictwem mediów społecznościowych. Kilkutysięczny tłum usłyszał natomiast od policji, że uczestnicy powinni rozejść się do domów. - Marsz p. Międlara został rozwiązany o godzinie 19:25 z powodu nawoływania do nienawiści (antysemityzm) oraz użycia materiałów pirotechnicznych - przekazał na Twitterze Bartłomiej Ciążyński, Doradca Prezydenta Wrocławia ds. Tolerancji i Przeciwdziałania Ksenofobii.
Jacek Sutryk przed kilkoma dniami ostrzegał, że demonstracja może zostać przerwana w przypadku stosowania mowy nienawiści przez uczestników i organizatorów.
Marsz pod hasłem "Żeby Polska była Polską", mimo zdelegalizowania, trwał dalej. Policja użyła armatek wodnych i gazu. W stronę funkcjonariuszy poleciały race. Co najmniej jeden mundurowy został poszkodowany.
Jacek Międlar miał krzyczeć do policjantów "nie zatrzymacie nas".
Na miejscu pojawili się uzbrojeni antyterroryści.