Śmierć Hani z Kłodzka

i

Autor: archiwym se.pl Śmierć Hani z Kłodzka

SZOK! Mała Hania miała połamany nos i siniaki! Kuratorka nie zrobiła NIC! W końcu ją zabili [UWAGA TVN]

2021-06-16 20:27

Historia śmierci małej Hani z Kłodzka wstrząsnęła Polską. Lucyna K. (30 l.) oraz Łukasz B., jej 25-letni konkubent katowali malutką dziewczynkę od urodzenia. Ostatnie godziny życia trzylatki były koszmarem! Dziewczynka zmoczyła się w łóżku. Łukasz B. kopnął ją w brzuch! Jej matka oblewała ją zimną wodą. Mała Hania umarła. Lucyna K. i jej konkubent-sadysta czekają na proces. Tymczasem przeprowadzono bardzo istotne kontrole, które wykazały, że tragedii można było uniknąć. Szczegóły przedstawiła "Uwaga TVN".

Kłodzko. Mała Hania zabita przez wyrodną matkę i jej konkubenta. Trzylatka zmarła w męczarniach

Lucyna K. - matka 3-letniej Hani - i jej konkubent Łukasz B. przyznali się do pobicia dziecka, w wyniku którego dziewczynka zmarła. Do zdarzenia doszło w lutym tego roku w Kłodzku na Dolnym Śląsku. Jak wykazało śledztwo Lucyna K. i jej konkubent Łukasz K. dotkliwie pobili małą dziewczynkę. 25-latek miał ją kopnąć w brzuch, gdy leżała na podłodze! Mało tego, 30-latka polewała dziewczynkę zimną wodą. To była kara za to, że trzylatka zmoczyła łóżko. Okazało się, że Hania zmarła w wyniku wielonarządowych obrażeń. Udowodniono też, że dziecko było maltretowane od samego początku swojego życia. Lucyna K. i Łukasz B. zostali aresztowani. Czekają na proces.

Mała Hania przebiła główką drucianą siatkę. Jak doszło do tragicznego wypadku w Przęsławicach?

Śmierć Hani z Kłodzka. Tej tragedii można było uniknąć! Kurator zawiódł na całej linii

Uwaga TVN przedstawiła w środowym reportażu najnowsze informacje dotyczące śledztwa w tej sprawie. Na jaw wyszły nowe fakty. Nadzór nad rodziną pełniła zawodowa kuratorka. Kobieta zlekceważyła sygnały, które świadczyły o tym, że w mieszkaniu Lucyny B. i Łukasza K. dochodziło do przemocy wobec trzyletniej Hani. - Pani kurator zarzuca się bagatelizowanie obrażeń ciała, jakie sama stwierdzała podczas wizyt kuratorskich. To były zasinienia na nóżkach, plecach, obrażenia ciała m.in. złamanie nosa czy podbiegnięcia krwawe w okolicach oczu. Pani kurator nie składała zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa oraz nie informowała sądu rodzinnego o pojawiających się nieprawidłowościach. Opierała się wyłącznie na wyjaśnieniach Lucyny K., która mówiła, że obrażenia powstały na skutek jakiegoś niefortunnego zdarzenia lub podczas zabawy dziecka. Jedyny sygnał, jaki do mnie docierał, że w tej rodzinie może być coś nie tak, pochodził od sąsiadów - wylicza Tomasz Orepuk z Prokuratura Okręgowej w Świdnicy.

O przemocy wiedziała również asystentka rodziny z ośrodka pomocy społecznej, ale kobieta również wierzyła w wersję matki, która twierdziła, że dziewczynka sama nabiła sobie siniaki. - Raport z kontroli w ośrodku pomocy społecznej potwierdza też, że asystentka lekceważyła także informacje o pozostawianiu Hani samej w mieszkaniu, a także sygnały o nadmiernej płaczliwości dziewczynki. Asystentka nie nabrała też żadnych podejrzeń, gdy po powstaniu jednego z urazów u dziecka, partner Lucyny K. nagle wyprowadził się do swojej matki - podaje Uwaga. Burmistrz Kłodzka był wstrząśnięty wynikami kontroli przeprowadzonej w ośrodku. - Asystent nie powinien dać wiary w to, co mówi pani Lucyna. Powinien to zweryfikować - mówi Michał Piszko.

Kuratorka ma postawione zarzuty, ale nie przyznała się do winy. Asystentka rodziny z kolei przebywa na zwolnieniu. Dyrektorka ośrodka pomocy społecznej zwolniła się z pracy. Śledztwo trwa. Możliwe są zarzuty dla kolejnych osób.

Śmierć Hani z Kłodzka. Policja wiedziała o przemocy?

Jak informuje "Uwaga" jedyną osobą, która zgłosiła nieprawidłowości, był lekarz, do którego Lucyna B. przyszła z Hanią. Dziewczynka miała uszkodzony nos. Medyk miał zgłosić sprawę policji. Ale mundurowi twierdzą, że zgłoszenie było zupełnie inne. - Dostaliśmy prośbę o sprawdzenie sytuacji rodzinnej, w związku z wątpliwościami dotyczącymi procesu wychowania i opieki rodzicielskiej. Na miejsce udał się dzielnicowy, który porozmawiał z matką dziecka. Kobieta pokazała mu dokumentację medyczną, potwierdzającą wizytę po uderzeniu się dziecka. Dzielnicowy rozmawiał też z sąsiadami rodziny. Nikt nie sugerował, że są jakiekolwiek symptomy świadczące o tym, że w tym domu jest przemoc - przekonuje Kamil Rynkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.