Zazwyczaj mieszkańcy walczą o to, by mieć u siebie komunikację miejską. Tymczasem w Karpaczu doszło do sytuacji odwrotnej – lokalni taksówkarze przeciwko komunikacji zbiorowej protestują i żądają jej likwidacji.
ZOBACZ TEŻ: Potężne zmiany w komunikacji miejskiej we Wrocławiu
Kilka dni temu protestowali pod urzędem miejskim domagając się interwencji władz miasta. Zdaniem taksówkarzy przewoźnik działa nielegalnie. - To nie jest dla mnie komunikacja, to jest podjazd pod hotel i zabieranie ludzi. To jest podbieranie klientów nam i to nie jest legalne – powiedział Romuald, jeden z taksówkarzy, w rozmowie z Radiem Wrocław. - Jesteśmy w biedzie, nie mamy pracy rano – dodał.
Mężczyzna tłumaczy, że taksówkarze mają wysokie stawki, bo paliwo jest drogie, a ze względu na górski teren ich auta palą po 12-15 litrów na 100 km.
Tadeusz Kalupa, przedsiębiorca, który zorganizował coś na wzór komunikacji zbiorowej w Karpaczu, uważa zarzuty taksówkarzy za absurdalne. - Im przeszkadza moja osoba, moja firma i moja działalność – powiedział Radiu Wrocław. - W pewnym sensie jestem konkurencją, ale ja nie wchodzę na postój i klientów im spod słupka nie zabieram. Ja mam przystanek, mam zatokę autobusową i jeżdżę zgodnie z zasadami, które mam ujęte w ustawie o transporcie drogowym – dodał na antenie rozgłośni.
Według mężczyzny turyści sami zdecydują, z jakiego środka transportu będą korzystać.
Urząd miasta w Karpaczu stoi na stanowisku, że samorząd nie może zabronić przedsiębiorcy działalności, która jest prowadzona zgodnie z prawem.
Na tym jednak nie koniec. W połowie lipca br. ktoś podpalił przewoźnikowi dwa autobusy stojące na parkingu. Kierowcy taksówek odrzucają od siebie podejrzenia sugerując, że być może za sprawą kryją się… Czesi, którym przewoźnik z Karpacza również ma „podbierać pasażerów”. Sprawę bada policji.
Dodajmy, że w 5-tysięcznym Karpaczu jest ok. 100 taksówkarzy. W sezonie natomiast stolicę Karkonoszy potrafi odwiedzić ponad 250 tys. turystów.