Święta w Stroniu Śląskim. "Chcę znaleźć bezpieczne miejsce"
W Stroniu Śląskim obecnie leży śnieg. Przykrywa on zniszczenia, jakie wyrządziła wrześniowa powódź. Straty, jakie wyrządziła wielka woda szacowane są w miliardach złotych. Dla wielu mieszkańców powrót do domu na święta to mrzonka. O Bożym Narodzeniu wielu tutaj nie myśli. Część mieszkańców zostanie w mieście, naprawiając szkody wyrządzone przez powódź. Inni uciekną od bolesnych wspomnień do rodziny. - Jestem w sumie bez domu, mieszkam kątem u babci, ale jest wiele takich rodzin. Teraz potrzebuję powrotu do normalności, chcę znaleźć bezpieczne miejsce – mówi w rozmowie z reporterem eska.pl pani Paulina, mieszkanka Stronia Śląskiego. Powódź zabrała jej mieszkanie. Kobieta wspomina, że jej lokum kiedyś należało do prababci. Pani Paulina przy ul. Mickiewicza mieszkała od dzieciństwa. Do tej pory ma przed oczami dzień, w którym musiała uciekać przed wodą. Ewakuacja była jedynym wyjściem.
Wiele budynków po powodzi w Stroniu Śląskim trzeba było rozebrać. Poszkodowani mieszkańcy walczą o odszkodowanie. Oprócz tego, chcą też powrotu do normalności. Niektórzy stracili nie tylko dach nad głową, ale również biznes. Tak było w przypadku Mateusza i Rafała, prowadzących restaurację oraz pokoje do wynajęcia.
Gdy tutaj przyjechaliśmy siedzieliśmy w jednym z budynków i płakaliśmy. Było ciężko, ja się poddałem. Wychodzę z założenia, że wszystko jest po coś, że tak miało po prostu być. Mieliśmy i mamy dość mocne charaktery. Wiemy czego chcemy, dążymy do tego, co sobie założyliśmy, jednak w tym momencie to był taki stan że, powiedziałem, że nie dam rady. Czułem bezradność. Moje życie w tym momencie się skończyło. Tak jakbym zginął. Po dwóch dniach stwierdziliśmy, że może trzeba poprosić ludzi o pomoc.
– opowiada pan Mateusz w rozmowie z wroclaw.eska.pl.
Poszkodowani mieszkańcy zbierają pieniądze i liczą na pomoc
Dla pana Mateusza i wielu innych poszkodowanych po wrześniowej powodzi, jedynym ratunkiem często są internetowe zbiórki. Nie zabrakło też ludzi dobrej woli, którzy przyjechali na miejsce dramatu i po prostu wręczyli potrzebującym pieniądze lub zaoferowali pomoc w inny sposób.
Była sytuacja, kiedy przyjechał pan. Rozmawiał chwilę ze mną, wyciągnął pieniądze z kieszeni i mi je po prostu dał. Nie chciał niczego w zamian, nie przedstawiał się, powiedział, że chce po prostu pomóc. Był drugi pan, który przyjechał z rodziną i dał mi podobną kwotę. Jak zobaczyłem dzieci, żonę, nie chciałem tego przyjąć. Oni się uparli, bardzo chcieli pomóc. To było dla mnie szokiem, bo nie spodziewałem się tego. Bardziej liczyłem na to, że to państwo będzie nam pomagać, niż obcy ludzie. Niestety, wyszło inaczej.
– opowiada pan Mateusz w rozmowie z wroclaw.eska.pl.
Mężczyzna zwraca uwagę, że służby powinny być już tu wcześniej, zanim woda zalała miasto. Wielu mieszkańców ma też żal do władz, krajowych i lokalnych, o brak wsparcia. I to nie tylko po powodzi, ale przed nadejściem żywiołu. Być może przygotowanie zalanych miast jeszcze przed nadejściem wody pozwoliłoby zmniejszyć szkody, a niektórzy mieszkańcy mogliby spędzić święta we własnych domach.