W styczniu 2001 roku na dach budynku przy Bulwarze Ikara 31 weszło dwóch monterów sieci elektrotechnicznych. Mieli przeprowadzić konserwację anten zbiorczych. Dostrzegli porzuconą reklamówkę. Jeden z nich, 40-latek, podszedł i wyjął z niej ładunek wybuchowy. Zginął na miejscu. Drugi szczęśliwie przeszedł dalej, poza pole rażenia bomby.
Śledczym nie udało się wtedy ustalić dlaczego ładunek znalazł się na dachu. Rozwiązanie zagadki przyszło dopiero 16 lat później.
Bomba ukryta dla gangstera
- Osoby związane z tym zdarzeniem przysięgły sobie zachować w tej sprawie milczenie. Jeden z mężczyzn zatrzymanych do zupełnie innej sprawy poszedł na procesową współpracę z prokuraturą. Opowiedział również wówczas o pozostawionym na dachu ładunku wybuchowym - tłumaczy Robert Tomankiewicz z Dolnośląskiego Wydziału Prokuratury Krajowej we Wrocławiu.
Okazuje się, że bomby potrzebował jeden z potężniejszych w tym czasie we Wrocławiu gangsterów Wiesław B. Przy pomocy ładunku chciał wysadzić w powietrze samochód innego przestępcy. Ładunek wykonał Witold M. Poprosił kolegę Macieja A. by przechował przedmiot w bezpiecznym miejscu. Ten ostatni uznał, że takim miejscem będzie właśnie dach budynku.
Trzech mężczyzn usłyszało już zarzuty. Grozi im do 12 lat więzienia.
Posłuchaj wypowiedzi prokuratora Roberta Tomankiewicza: