Jak informuje "Gazeta Wrocławska", krematorium wystawiło fakturę na 800 zł, a rodzina odebrała z zakładu pogrzebowego nadpalony rozrusznik. Zaskoczona rodzina mężczyzny upewniła się co do tego, że ten nie miał w swoim ciele takiego urządzenia. Skontaktowali się w tym celu z lekarzami, którzy leczyli mężczyznę. Wszyscy potwierdzili, że zmarły nie miał rozrusznika. Ostatecznie faktura została skorygowana i rodzina zmarłego została zwolniona z obowiązku naprawienia szkód. Niemniej jednak pozostają wątpliwości, co do tego, do kogo należał rozrusznik. Właściciel zakładu pogrzebowego w rozmowie z dziennikarzem gazety przypuszcza: - Osoba, która była kremowana wcześniej, musiała mieć ten rozrusznik [...] I pewnie po wcześniejszej kremacji gdzieś ten rozrusznik mógł się zablokować, przez co nie został wymieciony wcześniej.
"Gazeta Wrocławska" wskazuje również, że z powodu zamieszania nie wiadomo też do końca czy prochy, które otrzymała rodzina, na pewno należą do ich bliskiego, a nie do kogoś innego, kto rzeczywiście miał wszczepiony rozrusznik. Pracownicy zarówno zakładu pogrzebowego jak i krematorium stanowczo zaprzeczają jakoby mogło dojść do zamiany ciał. - Nie ma możliwości, aby pomylić ciała i urny z prochami - w rozmowie z "Gazetą Wrocławską" tłumaczy właścicielka krematorium. Mężczyzna został pochowany 24 czerwca. Wciąż nie wiadomo, do kogo należał rozrusznik, który otrzymała rodzina zmarłego mężczyzny. Czytaj też: Nasz nowy dom. Józef spalił dom samotnej matce z dziećmi. Sprawca pożaru w Antoninie skazany na więzienie [ZDJĘCIA, WIDEO]