24 - latek zapadł w śpiączkę, a chirurdzy z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu mieli kilka dni na znalezienie wątroby, a później kilka godzin na jej transplantację. Udało się, chłopak w czwartek opuścił szpital na własnych nogach. Wojtek Góralski.
Wojskowy samolot pomógł ratować życie
Mariusz Jastrzębski trafił do szpitala 17 grudnia. Dzień później zapadł w śpiączkę. W niedzielę znaleziono potrzebny organ, ale 600 kilometrów od Wrocławia. W transporcie pomógł wojskowy samolot.
- Czas niedokrwienia znacznie się skrócił - z dodatkowych sześciu godzin, które zajęło by nam przywiezienie wątroby samochodem do dwóch godzin lotu samolotem - wyjaśnia Marcin Richter ze szpitala klinicznego. A znalezienie dawcy, w krótkim czasie to zadanie bardzo trudne.
Szczęście Mariusza
- Nawet jeżeli zdarzy się odpowiedni dawca do danego biorcy, to on jeszcze musi pasować pod względem wymiarów - tłumaczy doktor Paweł Chudoba.
Sama operacja trwała 10 godzin.
- To było straszne. Mijały te godziny: jedna, druga, trzecia. Po czwartej pomyślałam: chyba jest dobrze, operacja trwa. Przyszedł lekarz i powiedział, że się udało - relacjonuje mama Mariusza Dorota Jastrzębska. Sam pacjent z całego zdarzenia nic nie pamięta.
Lekarze alarmują, że z roku na rok rośnie liczba osób, które nie wyrażają zgody na transplantację własnych organów po śmierci. Doktorzy przypominają również, że nigdy nie wiemy, czy taki przeszczep nie będzie potrzebny też nam.
Więcej w materiale reportera Radia ESKA Wojtka Góralskiego: