Karol Zawada mieszkał we Lwówku Śląskim (woj. dolnośląskie). Mężczyzna nie był w najlepszej kondycji. Kilka tygodni temu trafił do miejscowego szpitala, który po kilku dniach opuścił. Zrobiono mu test na koronawirusa - był zdrowy. Pan Karol pojechał do domu, nie wychodził, nie kontaktował się z nikim.
- Pewnego dnia dostał udaru i upadł. Karetka zabrała go do szpitala w Jeleniej Górze – mówi Monika Majchrzak, wnuczka. - Wiedzieliśmy, że możemy spodziewać się najgorszego. Śmierć dziadka nie była dla nas zaskoczeniem. Szokujące było to, że nagle okazało się, ze był zarażony koronawirusem.
Rodzina zaznacza, że wątpi, aby był zarażony.
- Kiedy miałby się zarazić i od kogo? - pytają krewne.
Szpital jednak zapewnia, że mężczyzna był nosicielem, a pan Karol testowany był dwa razy.
Rodzina pana Karola jest bardzo wierząca.
- Chcieliśmy normalnie go pogrzebać, pożegnać się z nim – mówi pani Franciszka, 78-letnia żona zmarłego. - Nawet jeśli ktoś umiera na koronawirusa, to powinien być pochowany w sposób godny.
- Tatę z tej godności obdarto. Pochowano go w worku, jak jakiegoś śmiecia. Dodatkowo nasączyli go jakimiś substancjami. Rozumiemy, że Covid-19 jest groźny, ale przecież można sprawę pochówku rozwiązać w bardziej cywilizowany sposób - dodaje pani Anna.
Rodzina zmarłego mówi, że przez ten pogrzeb do końca życia ich psychika będzie tym wszystkim naznaczona.
- A ludziom, którzy idą do szpitala sugerujemy, aby od razu ubierali garnitury, to wtedy będzie szansa na to, że zostaną godnie pochowani – kończą nasze rozmówczynie.