Sgraffito w Leśnicy "zniszczone"?
Kiedyś było takie powiedzenie: „operacja się udała, ale pacjent umarł”. Jak ulał pasuje to sytuacji, którą od ponad tygodnia żyją mieszkańcy wrocławskiej Leśnicy. Oto bowiem, podczas rewitalizacji zabytkowego budynku Poczty Polskiej przy ul. Skoczylasa, „zniszczono” słynne sgraffito na elewacji. To znaczy do końca nie wiadomo, czy zniszczono, bo zdania na ten temat są podzielone.
Przypomnijmy, że charakterystyczne dzieło z końca XIX wieku przedstawia wkroczenia króla Prus Fryderyka II do zamku w Leśnicy w 1757 roku, w którym wciąż stacjonowały wojska austriackie. Stało się to tuż po zwycięskiej bitwie pod Lutynią, w której Prusy pokonały Austrię.
Dziś sgraffito jest ledwo dostrzegalne. Inwestor, czyli Poczta Polska, twierdzi, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, zwłaszcza że prace renowacyjne zostały wykonane pod nadzorem Miejskiego Konserwatora Zabytków i zostały przez niego odebrane. - Prace te zrealizowała firma specjalizująca się w pracach konserwatorskich w obiektach zabytkowych. Właściwy efekt ma być widoczny nie od razu, gdyż zastosowane środki uwzględniają działanie czynników atmosferycznych. Zgodnie z założeniami sgraffito będzie z czasem bardziej intensywne i jest to naturalny proces – powiedział portalowi tuwroclaw.com Daniel Witowski, rzecznik Poczty Polskiej.
"Podobny efekt uzyskamy w trakcie upływu czasu"
Gdy sprawa stała się głośna, zainteresowali się nią również włodarze miasta. Oficjalny komunikat płynący okazał się podobny. - Przeprowadzone specjalistyczne badania stratygraficzne przed remontem wskazały, iż dekoracja ta wykonana została z zaprawy wapienno-cementowej z wypełniaczem do uzyskania efektu, z podziałem na powierzchnie gładkie i fakturalnie, bez warstwy malarskiej. Zatem efekt „dwubarwności” sprzed obecnego remontu był spowodowany nagromadzeniem kurzu na fakturowych fragmentach dekoracji, kontrastujących z dekoracją opracowaną na gładko. Podobny efekt uzyskamy na tej dekoracji w trakcie upływu czasu, gdy części fakturowe zostaną pokryte warstwą „zabrudzeń” – stwierdził Tomasz Myszko-Wolski z biura prasowego urzędu miejskiego.
Specjaliści znający się na tej technice załamują jednak ręce. - Nie, nie i jeszcze raz NIE! Ktoś nas tu – przepraszam – robi w balona. Semper opracował dość szczegółowe receptury wykonawstwa, należy się spodziewać, że z nich właśnie korzystał wrocławski architekt i sgrafficiarze. Nigdy nie zakładano, by graficzny efekt dekoracji, „ciętej” w świeżej zaprawie, lub pobiale w ramach prac dniówkowych, miał mieć cokolwiek wspólnego z brudem! Cały pomysł, idea sgraffita polega na tym, by kontrasty było mocne – jak w grafice. I jeszcze jedna sprawa, która mnie martwi: tak, konserwator miejski/wojewódzki odpowiada za prowadzenie prac – ale nie zwalnia to inwestora od nadzoru oraz wykonawcy od rzetelności i odpowiedzialności za jakość prowadzonych robót. To, co się stało z wrocławskim sgraffitem wymaga wyjaśnienia – nie ustami rzeczników, którzy mówią o sprawach na których się nie znają, tylko przez wspomnianego wykonawcę z uprawnieniami do prowadzenia prac przy zabytkach – napisała Monika Bogdanowska, była Wojewódzka Konserwator Zabytków w Krakowie na swoim facebookowym fanpage’u Konserwator Zabytków.
Tymczasem dr hab. Jacek Jarczewski, profesor Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, w rozmowie z tuwroclaw.com przyznał, że zabytkowe dzieło wygląda, jakby zostało zamalowane - nie zatynkowane. - Tymczasem powinno się je oczyścić, uzupełnić ubytki, odtworzyć warstwy tynku, używając tej samej techniki, co przy jego tworzeniu i zaimpregnować. Wtedy uzyskany zostałby efekt dwukolorowości, który był widoczny przed remontem i wynikał z nałożenia warstw tyku czarnego i naturalnie białego – wyjaśnił.