Paweł P. to brutalny bandzior, który znęcał się nad swoją partnerką i malutkim dzieckiem. Horror jego ofiar skończył się, również dzięki działaniu prokuratury w Miliczu. Domowy oprawca usłyszał zarzuty i trafił do aresztu. Zanim został odizolowany, to o mało włos, a nie zabił by noworodka - lał dziecko bez opamiętania, czy dusił.
Gdy trafił za kraty uznał - tak uważają śledczy - że musi się zemścić na prokuratorze, który doprowadził do aresztowania.
W areszcie próbował znaleźć zabójcę, który miał zabić jego wroga. Rozmawiał o tym z dwoma innymi więźniami, których przekonywał, że do wykonania zamachu może załatwić np. karabin snajperski.
Sprawa wyszła na jaw, bo jeden z niedoszłych płatnych zabójców opowiedział o planach Pawła P. organom ścigania. I tak spawa trafiła do sądu. Oskarżony zapewnia, że wcale nie chciał nikogo zabić i że jest wrabiany.