Zawiadomienia dotyczą dwóch odkryć, do jakich dojść miało w okolicach Wałbrzycha. Pierwsze odnosi się do legendarnego pociągu pancernego z czasów II wojny światowej, na jakiego trop wpaść mieli Piotr Koper i Andreas Richter, a który miałby znajdować się w rejonie 65. kilometra trasy kolejowej Wrocław-Wałbrzych.
Drugie z kolei tunelu kolejowego z kompleksem podziemnych korytarzy, zgłoszonym przez Krzysztofa Szpakowskiego. Jak tłumaczy Barbara Nowak-Obelinda, dolnośląski konserwator zabytków, mężczyźni nie mieli na swoje poszukiwania odpowiednich pozwoleń. Stąd też zawiadomienia do prokuratury – donosi TVN24.
Działali wbrew prawu?
Tymczasem posiada stosownych dokumentów wymaga niemal każda działalność, dotycząca poszukiwania ukrytych lub porzuconych zabytków – zwłaszcza ta przy użyciu sprzętu elektronicznego czy urządzeń technicznych. Kwestie te reguluje polskie prawo, a konkretnie – Ustawa o ochronie zabytków i opieki nad zabytkami.
Jak podkreśla konserwator, nie chodzi jedynie o samowolne działania i troskę o same zabytki, ale i o dobro społeczeństwa, z jego bezpieczeństwem na czele. Tymczasem poszukiwacze często decydują się działać wbrew prawu, ignorując współpracę z odpowiednimi służbami.
Sytuacja robi się naprawdę groźna w przypadku obiektów takich, jak opancerzony pociąg, którego wydobycie może stanowić zagrożenie dla życia i zdrowia zarówno samych eksploratorów, jak i okolicznych mieszkańców.
Co na to sami zainteresowani?
Głos zabrał pełnomocnik odkrywców złotego pociągu, zdaniem którego przepisy dotyczyć mają jedynie zabytków ruchomych, a piętnowane winny być jedynie badania inwazyjne, których jego klienci się nie dopuścili. Jego zdaniem działali oni w trosce o dobro narodowe.
Sami odkrywcy nie kryją zdziwienia, choć – jak donosi TVN24 – zawiadomienie jeszcze do nich nie dotarło. Zdziwiony jest także Krzysztof Szpakowski, który wprost mówi, że decyzji urzędników zupełnie nie rozumie.
Tymczasem wałbrzyska policja potwierdza, że prowadzi działania, mające na celu ustalić, czy nie doszło do wykroczenia.