Nie ma sensu tłumić w sobie złości, wrzeszczeć na kogoś czy rzucać talerzami. Zanim ogarnie Cię ślepa furia i dojdzie do wybuchu, lepiej wyładować złą energię w bezpiecznych warunkach. Nie zrobi się w ten sposób krzywdy ani sobie, ani nikomu innemu. Z takiego założenia wyszli Rafał Płonkowski i Joanna Bończuk, którzy stworzyli pierwszy we Wrocławiu Pokój Furii.
Do wygłuszonego pomieszczenia przy ulicy Tęczowej można wejść na maksymalnie pół godziny. Taka wizyta kosztuje 120 złotych. Zanim klient zacznie rozwalać, jest przebadany alkomatem. Potem dostaje kombinezon i maskę. Do wyboru ma cały komplet różnych narzędzi do niszczenia: od łomu przez kij do baseballa, młotek, klucz francuski aż po młot do burzenia ścian. W tle leci mocna muzyka.
Jak to jest?
Standardowo pokój, w którym klienci przeprowadzają demolkę jest wyposażony przede wszystkim w stół, krzesło, kanapę, komputer, szkło, lustro, półki i naczynia. Jeśli ktoś ma jednak inne życzenia, właściciele przynoszą dodatkowe przedmioty. Istnieje także możliwość wzięcia ze sobą sprzętu, który się chce rozwalić. Przy okazji można pozbyć się starej lodówki czy poszczerbionych talerzy.
Pokój Furii zaczął działać kilka dni temu. Biznes powoli się rozkręca:
- Codziennie mamy coraz więcej zgłoszeń. Najwięcej ludzi bierze vouchery, które można komuś dać. Ostatnio na przykład ktoś kupił taką wejściówkę dla znajomego, który odchodzi z pracy – opowiada Rafał Płonkowski, współwłaściciel Pokoju Furii.