Dwulatka wpadła do oczka wodnego. Ludzie mdleli podczas reanimacji

i

Autor: Tomasz Radzik/SUPER EXPRESS, SHUTTERSTOCK

to wręcz niewiarygodne

Hipotermia uratowała dziewczynkę, która wpadła do lodowatej wody. Była w niej aż 11 minut!

2023-05-22 9:38

Dwuletnia dziewczynka wpadła do oczka wodnego. W krytycznym stanie została zabrana przez śmigłowej LPR do szpitala we Wrocławiu. Jej ciało miało zaledwie 27 stopni Celsjusza i właśnie stan głębokiej hipotermii spowodował, że dziecko... udało się uratować!

Dwulatka wpadła do zimnej wody. Uratował ją stan hipotermii, w którym się znalazła

Dwulatka, która wpadła do oczka wodnego w Karnkowie pod Strzelinem, w krytycznym stanie trafiła do szpitala przy ul. Borowskiej. To co się stało później, niektórzy rozpatrują w kategorii cudu. Dziecko, mimo że było pod wodą około 11 minut, wybudziło się ze śpiączki i - wszystko na to wskazuje – wyjdzie z całej sytuacji bez szwanku. Dodajmy, że przyjmuje się, że zaledwie trzy minut od zatrzymania krążenia wystarczą, by doszło do nieodwracalnych zmian w mózgu.

Jak się okazuje, czynnikiem, który głównie zdecydował o tym, że dwulatka nie odniosła poważniejszych obrażeń, był stan hipotermii, w którym się znalazła po wpadnięciu do zimnej wody. Gdy trafiła do szpitala, jej ciało miało zaledwie 27 stopni Celsjusza. - To zadziałało jako czynnik protekcyjny i zwiększyło jej szanse na powrót do normalnego życia – powiedziała na antenie TVN 24 prof. Marzena Zielińska, kierownik Oddziału Klinicznego Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.

Jak tłumaczy pani profesor, załoga szpitala wdrożyła protokół postępowania z pacjentem w hipotermii. - To oznacza podłączenie do respiratora i prowadzenie działań neuroprotekcyjnych centralnego układu nerwowego z wprowadzeniem leków sedacyjnych, wyciszających aktywność mózgu. To również bardzo powolne podnoszenie temperatury ciała, tak żeby doprowadzenie do temperatury fizjologicznej, czyli 36,6, nie nastąpiło natychmiast, tylko po kilkunastu godzinach – wyjaśnia Marzena Zielińska w TVN 24.

Nie bez znaczenia była również szybka pomoc, jakiej dziewczynce udzielili najpierw świadkowie zdarzenia, a potem ratownicy medyczni i załoga śmigłowca LPR, który zabrał dziecko do szpitala.

Dwulatka obecnie przebywa na obserwacji w innym wrocławskim szpitalu, ale wkrótce powinna wrócić do domu.

Dwie osoby zemdlały podczas reanimacji

Przypomnijmy, że do zdarzenia doszło 9 maja w Karnkowie, wsi pod Strzelinem na Dolnym Śląsku. Jak relacjonowała wtedy w rozmowie z portalem tvn24.pl Magdalena Cwynar, rzeczniczka dolnośląskiej straży pożarnej, po dojeździe służb okazało się, że dziewczynka została już wyciągnięta z wody. Mogła w niej spędzić ponad 10 minut! Świadkowie, którzy wyciągnęli dziecko, rozpoczęli reanimację. Sytuacja była dramatyczna - dwulatka była nieprzytomne i nie dawała oznak życia.

- Brakowało oddechu, brakowało tętna. Później dzieckiem zajął się zespół ratownictwa medycznego, który podjął się reanimacji. Na szczęście ratownikom udało się przywrócić jej czynności życiowe – powiedziała wtedy Magdalena Cwynar.

Emocje podczas akcji ratunkowej były tak wielkie, że dwie osoby, które przebywały na miejscu zdarzenia, straciły przytomność. Im także trzeba było udzielić pomocy.

Śmigłowiec LPR zabrał dziewczynkę do szpitala przy ul. Borowskiej we Wrocławiu. Tam rozpoczęła się dramatyczna walka o jej życie, która - na szczęście - zakończyła się wielkim sukcesem. - Od razu po otwarciu oczu zawołała mamę. Je samodzielnie, a jej stan zdrowia poprawia się. Wkrótce znajdzie się w domu – powiedziała Gazecie Wrocławskiej Anna Placzek-Grzelak, rzecznik prokuratury okręgowej we Wrocławiu.

Mężczyzna w Odrze we Wrocławiu. Akcja służb ratunkowych.