Ich metoda była w gruncie rzeczy dość prosta. Dwie osoby zajmowały sprzedawców zadając im różne pytania, a trzecia wbiegała nagle do klepu, chwytała garść ubrań i uciekała.
Kradzieże miały miejsce między innymi w sklepie Pan Pablo. Sprzedawczyni opowiada "Gazecie Wrocławskiej", że kiedy do sklepu weszła para dwudziestoparolatków od razu wydali się jej oni podejrzani, bo byli ubrani inaczej niż przeciętni klienci. Chłopak poprosił o większy rozmiar spodni. Drugi sprzedawca poszedł po nie na zaplecze.
- W tym samym czasie obsługiwałam dziewczynę, zadawała mi mnóstwo pytań o ceny butów, a ponieważ twierdziła, że nie słyszy moich odpowiedzi musiałam podchodzić coraz bliżej. Utrudniało mi to skupienie się na tym co robił chłopak. Po chwili do sklepu wbiegł jeszcze jeden chłopak. Porwał kilka par markowych spodni wartych w sumie około 2,5 tys zł i wybiegł. Chciałam od razu wybiec za złodziejem, ale drugi sprzedawca wciąż był na zapleczu, a w sklepie wciąż przebywali podejrzani dla mnie chłopak i dziewczyna - opowiada pani Klaudia ze sklepu Pan Pablo w rozmowie z "Gazetą Wrocławską".
>> Policyjny pies przyszedł do szkoły na lekcję i... znalazł marihuanę!
Młodzi złodzieje zatrzymani
W ostatnich tygodniach w ten sposób zostały okradzione także cztery inne sklepy z markowymi ubraniami.
Policjanci zatrzymali w tej sprawie na razie dwie kobiety i mężczyznę. Jedna z kobiet i mężczyzna usłyszeli po pięć zarzutów kradzieży, druga kobieta; trzy zarzuty kradzieży. Funkcjonariuszom udało się też odzyskać część skradzionych ubrań.