Wcześniej na Kamieńskiego mieszkało około 60 osób, ale potem przenieśli się tam Romowie ze zlikwidowanej latem poprzedniego roku osady przy ulicy Paprotnej. Żyją w barakach, bez bieżącej wody. Mieszkańcy Karłowic są coraz bardziej zirytowani ich zachowaniem.
- Robią cały czas awantury. Zaczepiają ludzi. Nawet kobiety - opowiada wrocławian.
- Są krzyki, hałasy, smrody palenia wszystkiego, co oni tylko potrafią - dodaje inny z okolicznych mieszkańców.
Rada osiedla często dostaje skargi na zaśmiecanie terenu i wycinanie krzaków przez Romów z obozowiska.
Stowarzyszenie Nomada: trzeba rozmawiać
Członkowie opiekującego się Romami we Wrocławiu stowarzyszenia Nomada zalecają szukanie kompromisu:
- Oni nie pójdą w inne miejsce, chyba że rzeczywiście zostaną wyrzuceni. Nie należy zakładać, że ci ludzie po prostu znikną. Zajmijmy się ich tematem i starajmy się w jakiś sposób wspólnie rozwiązać tę sytuację - przekonuje Agata Ferenc ze stowarzyszenia Nomada.
Sprawa w sądzie, a Romowie tam, gdzie byli
W kwietniu 2013 roku wrocławscy urzędnicy złożyli pozew o eksmisję Romów z koczowiska przy Kamieńskiego tłumacząc, że zajmują ten teren nielegalnie. Sprawa w sądzie ruszyła w listopadzie tego samego roku i ciągnie się do tej pory.
- Miasto wiele razy oferowało Romom z Kamieńskiego przeniesienie ich w inne miejsca, ale oni nie byli tym zainteresowani - wyjaśnia Arkadiusz Filipowski, rzecznik urzędu miasta.
Wrocławscy urzędnicy zlikwidowali za to w lipcu 2015 roku inne koczowisko Romów we Wrocławiu, przy ulicy Paprotnej. Niedawno 16 osób pochodzenia romskiego zaskarżyło tę decyzję do Trybunału Europejskiego.