56-letni Zbigniew Boroń chorował na koronawirusa - pisze fakt.pl. Mężczyzna zmarł jednak z innego powodu. Jego ciało zostało zabezpieczone w workach, tak jak wymagają tego przepisy. Jednak to nie wystarczyło proboszczowi parafii, w której miał odbyć się pogrzeb. Rodzina pana Zbigniewa wspomina, że ksiądz zaproponował kremację. Bał się koronawirusa. Bliscy nie wyrazili zgody, bo jak mówią w rozmowie z fakt.pl, pan Zbigniew ie życzyłby sobie takiego pochówku.
Jak mówi rodzina zmarłego, msza żałobna okazała się łańcuchem złośliwości ze strony księdza i kościelnego, który jest także szefem domu pogrzebowego.
Wszystko zaczęło się od niedbale odmówionego różańca prowadzonego przez kościelnego, w którym zabrakło kilku zdrowasiek, a ksiądz, który miał prowadzić mszę, spóźnił się na nią. Kolejnym ciosem dla bliskich było kazanie, w czasie którego duchowny mówił o paleniu zmarłych powołując się na historię św. Maksymiliana Kolbe, twierdząc, że jego ciało zostało spalone.
Dalej było jeszcze gorzej. Po wieńce złożone pod ołtarzem ruszyli grabarze w strojach ochronnych.
"Pani Agata nie wierzyła własnym oczom, kiedy po wieńce złożone pod ołtarzem w strojach ochronnych jak z kosmosu wmaszerowali grabarze. – Przecież w kościele nie było ciała, które zresztą wieźli wcześniej na cmentarz bez żadnych zabezpieczeń! – mówi zdenerwowana." - czytamy w fakt.pl.
Po dotarciu na cmentarz okazało się, że nie rozstawiono baldachimu, ani nie rozwinięto dywanu. Klepsydra pojawiła się dopiero na 23 godziny przed ceremonią. Po interwencji zmarłego.
"– Nie chcemy pieniędzy, tylko szacunku dla taty – mówią bliscy pana Zbigniewa w rozmowie z fakt.pl".
Dlatego zdecydowali się na powiadomienie prokuratury.
Zapytany przez fakt.pl ksiądz powiedział, że rozumie ból rodziny pana Zbigniewa, jednak, w jego odczuciu, to sytuacja była wyjątkowa.
"- Jeśli kogoś uraziłem, to przepraszam. Musimy jednak przede wszystkim myśleć o zdrowiu żywych – wyjaśnił w rozmowie z fakt.pl ks. Czesław K."
Do sprawy odniosła się także rzeczniczka wrocławskiego Sanepidu, Magdalena Odrowąż-Mieszkowska mówiąc, że w trakcie pogrzebu nie otwiera się trumny i stanowi to wystarczające zabezpieczenie, choćby ze względu na to, że osoby z COVID zarażają przez oddech, a osoba nieżyjąca nie oddycha.
Przeczytaj także: Przerażająco smutne chwile, które ściskały serce. Pożegnali 3,5-letniego Kacperka