Szok pod Głogowem. Mateusz brutalnie skrzywdził Gosię
O tej sprawie wciąż huczy cała Polska. Mateusz J. z Małgorzatą z Leszna poznał się na portalu randkowym. Zwabił ją do rodzinnej wsi - Gaiki i tam uwięził. W skrajnie nieludzkich warunkach kobieta spędziła prawie 5 lat. Przez ten czas mężczyzna bił, gwałcił i więził kobietę. W czasie swojej gehenny kobieta urodziła dziecko swemu katowi, które zostawili w szpitalu i oddali do adopcji. - Zakładał mi kominiarkę, żebym nie widziała, gdzie mieszkamy, kiedy wiózł mnie do szpitala. Tak samo, gdy wyprowadzał mnie nocą, abym się umyła. Czasami oblewał mnie tylko szlauchem, ale jak byłam posłuszna, to dostawałam ciepłą wodę - powiedziała Małgorzata dziennikarzom z portalu myglogow.pl, którzy porozmawiali z kobietą.
30-latka była tak sparaliżowana strachem i zniewolona, że nawet, gdy mężczyzna zawoził ją do szpitala, nie skarżyła się nikomu. We wtorek, 27 sierpnia, Mateusz J. przywiózł więzioną kobietę do szpitala. Wybił jej bark. - Nie spełniłam jego oczekiwań seksualnych - powiedziała Małgorzata dziennikarzom. Dalszy ciąg materiału znajduje się pod galerią ze zdjęciami.
Mateusz J. siał strach wśród mieszkańców wsi Gaiki pod Głogowem
Mężczyzna był znany w swojej wiosce z ekscentrycznego zachowania. Z jednej strony stronił od ludzi, z drugiej ich prowokował. - Żył jak nietoperz - powiedział Super Expressowi jeden z mieszkańców wsi, który od blisko 10 lat prosił policję o interwencję w sprawie mężczyzny. Mateusz J. całymi dniami spał, a z domu wynurzał się wieczorem i w nocy.
Wychodził z domu i kopał jakieś dołki pod lasem, potem je zakopywał. Przez niego bałam się po zmroku wychodzić ze swojego domu - opowiada jedna z sąsiadek mężczyzny.
- Zachowywał się bardzo podejrzanie, na przykład stał niedaleko placu zabaw i obserwował nastolatki, potem je śledził - mówi mieszkaniec wioski. Mężczyzna jeździł też po wiosce motorem i kolarzówką, czasami zatrzymywał się też i obserwował kobiety. - Pilnuj żony i dzieci - miał powiedzieć kiedyś do jednego mieszkańca.
- Patrzył mi w okno domu, a gdy go zauważyłam to szyderczo się śmiał - opowiada inna mieszkanka wsi. - Ze złości, że nas terroryzuje rzuciłem w niego kiedyś kluczem francuskim, bo miałem dość jego dziwactw - przyznał się Super Expressowi mężczyzna, który wielokrotnie wzywał policję do wioski. Było blisko samosądu, bo zachowania Mateusza J. były lekceważone. - Zawsze od policjantów słyszałem: zostawcie go, bo on jest chory - przytacza słowa mundurowych mężczyzna.
Mateusz J. nigdzie na stałe na stałe nie pracował. Pieniądze dostawał od schorowanego ojca. W prokuraturze nie przyznał się do pastwienia nad kobietą, którą uwięził. Najbliższe miesiące na pewno spędzi w areszcie.