Horror w gaikach pod Głogowem
30-letnia Gosia była bita, głodzona i gwałcona, a to wszystko działo się na posesji, którą podejrzany o czyn Mateusz J. dzielił z rodzicami - to ustalenia prokuratury po ujawnieniu tego, co działo się w Gaikach pod Głogowem. Kobieta była tam więziona od 1 stycznia 2019 r., a samo znęcanie się psychiczne i fizyczne, co śledczy zakwalifikowali jako przestępstwo popełnione ze szczególnym okrucieństwem, miało trwać ok. 4 lat.
Jak powiedziała Wirtualnej Polsce jedna z mieszkanek wsi, matka i ojciec 35-latka, po przedstawieniu mu zarzutów i aresztowaniu, zamknęli się w domu. Pod ich domem koczują sąsiedzi, domagając się ujawnienia prawdy, bo część mieszkańców podejrzewa, że kobieta wiedziała dobrze, co w komórce na posesji robił jej syn. Ta jednak wszystkiemu zaprzecza.
- Dajcie mi spokój. Nie chce mi się żyć. Ja nic nie widziałam, nic nie widziałam. W domu byłam cały czas. Nie wiedziałam, co się tam dzieje - wykrzyknęła matka Mateusza J. po kilkudziesięciu minutach, odkąd pod jej domem zjawili się inni mieszkańcy, po czym sprawdziła skrzynkę pocztową i znowu zamknęła się w środku. Na koniec powiedziała jeszcze, że nie może jeść, bo jest cała w nerwach. Dalsza część testu poniżej.
35-latek był na utrzymaniu rodziców. "Dziwak"
Mieszkańcom Gaików trudno uwierzyć, że 30-latka była tam przetrzymywana aż tyle czasu, bo nikt z nich nie zauważył, by na posesji działo się coś podejrzanego. Mateusz J. niespecjalnie zwracał na siebie uwagę, choć sąsiedzi wiedzieli, że nie pracuje i jest na utrzymaniu rodziców. Są też jednak relacje, zgodnie z którymi 35-latek nie zachowywał się normalnie.
- Dziwak. Wychodził przed dom, stawał w miejscu i patrzył przed siebie. Nawet w nocy się zdarzało, że tak robił - mówi Wirtualnej Polsce jedna z kobiet.
Mężczyzna usłyszał w piątek, 30 sierpnia, zarzuty, do których się nie przyznał. Grozi mu teraz od 5 do 25 lat więzienia.