Mieszka w Polsce od dziecka, ale dla urzędników nie istnieje. Straciłem rodziców, moja ciocia wzięła mnie w opiekę

i

Autor: Skitterphoto/cc0/pixabay zdjęcie ilustracyjne

Dramat pana Eugeniusza

Mieszka w Polsce od dziecka, ale dla urzędników nie istniał. "Straciłem rodziców, moja ciocia wzięła mnie w opiekę"

2024-05-07 11:01

Mieszkaniec Wrocławia pan Eugeniusz do Polski przyjechał jako małe dziecko, będąc obywatelem nieistniejącego od dawna państwa - Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Tymczasem to w naszym kraju zetknął się z biurokracją funkcjonującą, jak w czasach słusznie minionych. Przez brak dokumentów 34-latek po prostu nie istniał dla urzędów. Nie mógł znaleźć pracy, ani założyć konta w banku. Sprawą zajęła się "Interwencja" Polsatu.

Był obywatelem ZSRR, przyjechał do Polski jako małe dziecko. Dla urzędników nie istniał

To nie scenariusz filmu Stanisława Barei, ale prawdziwa historia mieszkańca Wrocławia. 34-letni pan Eugeniusz urodził się na terenie dzisiejszej Ukrainy, która wówczas wchodziła w skład nieistniejącego już państwa - Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Do Polski trafił jako małe dziecko. Przywiozła go tutaj ciotka, z którą mieszka do dzisiaj. Jego problemy zaczęły się wraz z upadkiem ZSRR. Państwo przestało istnieć 26 grudnia 1991 r., a inne kraje przestały uznawać dokumenty wydane przez ZSRR. 

Straciłem rodziców, moja ciocia wzięła mnie w opiekę, przyjechałem do Polski. Miałem wówczas paszport ZSRR. Gdy rozpadł się Związek Radziecki, moje dokumenty straciły ważność - opowiada pan Eugeniusz w programie "Interwencja" telewizji Polsat. 

Mimo braku polskiego obywatelstwa mężczyzna skończył szkołę, a nawet Uniwersytet Wrocławski. Do 2017 r. miał zezwolenie na czasowy pobyt w Polsce. Później odmówiono mu dalszego przedłużania pobytu czasowego i wydano wobec niego decyzję o nakazie opuszczenia kraju. Tego jednak też nie mógł zrobić, ponieważ inne państwa również wymagają dokumentów. Pan Eugeniusz chciał w Polsce uzyskać status rezydenta długoterminowego UE, lecz odmówiono mu tego ze względu na brak zaświadczenia o zarobkach. Tego dokumentu 34-latek nie mógł z kolei przedstawić, ponieważ nikt nie zatrudni osoby bez uregulowanej sytuacji prawnej. Pan Eugeniusz tkwił w błędnym kole urzędniczych absurdów. Poniżej dalsza część artykułu.

To tu Dagmara Kaźmierska prowadziła agencję towarzyską

Urzędnicy zlekceważyli wyrok sądu. Pomogła dopiero wizyta telewizji

Nadzieją dla pana Eugeniusza stał się prawomocny wyrok sądu administracyjnego, który nakazał urzędowi wojewódzkiemu we Wrocławiu wydanie decyzji o przyznaniu mężczyźnie statusu rezydenta. Tymczasem urząd... zlekceważył decyzję sądu i nadal odmawiał 34-latkowi pozytywnego rozparzenia jego wniosku. Przełom nastąpił dopiero po zajęciu się sprawą przez "Interwencję". Kwadrans przed nagraniem do programu został podpisany dokument, który wreszcie uznaje pana Eugeniusza za realnie istniejącego człowieka.

- Ktoś u nas popełnił błąd, za który przepraszamy, bo powinien przeczytać wyrok i zastosować się bez dyskusji. Wydaliśmy pozytywną decyzję, bo teraz prawidłowo urzędnik zapoznał się. Wszczęliśmy wewnętrzne postepowanie wyjaśniające, nie zostawimy tego. Problem pojawił się z naszej strony – powiedział "Interwencji" Bartosz Wojciechowski z Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu.

Sonda
Czy urzędnicy w Polsce ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny?
P. SZEFERNAKER: PROTASIEWICZ BOI SIĘ SERYJNEGO SAMOBÓJCY