Profesor nie był człowiekiem, który dawał się nudzie. Naukowiec prowadził aktywny tryb życia. Pasję, jaką była dla niego nauka, dzielił również z różnymi zainteresowaniami. W zeszłą sobotę (12 sierpnia) wybrał się ze swoim znajomym popływać kajakiem po Odrze. Mężczyźni wybrali okolice starorzecza, tzw. Bajkału w Kamieńcu Wrocławskim. To miejsce, które przyciąga wrocławian. Choć jest trudno dostępne, to zawsze sporo tu miłośników sportów wodnych czy wędkarzy.
To właśnie obecność wędkarzy przyczyniła się do tragedii. Kajaki zaplątały się w żyłki z zarzuconych przez nich wędek, w efekcie obaj mężczyźni wypadł z łódek.
- Dwie osoby pływały kajakiem, wywróciły się, obie były przytomne, po chwili jeden z mężczyzn przy próbie wejścia do kajaka zrobił się siny – poinformowało Dolnośląskie Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe.
Trudno wyrokować, co się dokładnie stało. Czy profesor sam również zaplątał się w żyłkę, albo zachłysnął się wodą? - Prawdopodobnie doszło do ataku paniki - informuje Dolnośląskie WOPR na swoim profilu na Facebooku.
Na pomoc profesorowi rzucił się jego kolega, a także siedzący na brzegu wędkarze. Mężczyzna został zabrany na brzeg, następnie rozpoczęła się dramatyczna reanimacja. Na miejsce szybko przyleciał helikopter LPR. Niestety, mimo prób przywrócenia czynności życiowych, które trwały prawie półtora godziny, lekarz stwierdził zgon.
Na stronie Uniwersytetu Medycznego pojawiło się piękne pożegnanie profesora:
Był mentorem dla wielu klinicystów i psychoterapeutów.
Był oddany działalności naukowej i swojej pracy na rzecz pacjentów, studentów, doktorantów.
Pozostawał zawsze życzliwy, serdeczny i wspierający. Takim Go zapamiętamy.
Nie możemy uwierzyć, że już Go nie usłyszymy, że już z Nim nie porozmawiamy.
Pogrzeb naukowca zaplanowano na sobotę, 27 sierpnia.