Z TBS Wrocław do Śląska Wrocław
Marcin Kij został odwołany na skutek publikacji "Super Expressu", w której ujawniliśmy, że kierowany przez niego TBS powołał radę programową. To gremium doradcze składało się ze znajomych prezydenta Jacka Sutryka, a także z jego politycznych sojuszników. Członkowie ciała za radzenie zarządowi dostawali po 2 tysiące złotych miesięcznie.
Gdy ujawniliśmy, że TBS - który ma zajmować się budową tanich mieszkań dla niezamożnych wrocławian - płaci politykom za tego typu działalność, wybuchł skandal. No bo jak to? Kilka miesięcy temu TBS podniósł przecież znacząco czynsze mieszkańcom, bo sytuacja finansowa gminy jest trudna, ale jednocześnie miał pieniądze dla znajomych Sutryka.
Magistrat uznał więc, że prezes Kij (jak i jeden z jego dwóch zastępców) straci pracę. Został odwołany pod koniec listopada. W urzędzie przyjęto też strategię komunikacyjną, która miała dowieść, że prezydent Jacek Sutryk nic nie wiedział o radach, a ich działania to był pomysł zarządów. Oczywiście niewiele osób jest w stanie sobie wyobrazić, że to prezes Kij samodzielnie i bez wiedzy Sutryka, zatrudnił tam żonę wiceministra obrony narodowej Marcina Ociepy, czy Jarosława Charłampowicza, radnego miejskiego.
W każdym razie, w myśl zasady "dobry car, źli bojarzy" z pracą pożegnał się Kij.
Ale długo nie przebywał na bezrobociu. Od jego odwołania nie minęły dwa tygodnie, a Marcin Kij ma już nowe zajęcie. I to nie byle jakie. Został bowiem... dyrektorem do spraw finansowych w Śląsku Wrocław! Zarówno TBS Wrocław, jak i Śląsk Wrocław, to spółki miejskie, których głównym przełożonym jest Jacek Sutryk.
W Śląsku próbują robić dobrą minę do złej gry i tłumaczą, że na emeryturę przeszła pani księgowa, która zajmowała się finansami klubu, no i po prostu Marcin Kij zajął jej miejsce. Dodajmy, że nowy dyrektor finansowy został "polecony" przez Ratusz.
Sam klub nie zabiegał o angaż, ale musiał się zgodzić. Kij zarabia w Śląsku blisko 10 tysięcy złotych miesięcznie. Dodajmy, że Śląsk niedawno został oceniony jako klub, w którym można zauważyć przerost zatrudnienia w administracji...
Wszystko wygląda dziwnie i już słychać głosy, że nowa praca jest rekompensatą za to, że Kij wziął na siebie skandal związany z radą programową. Sytuacja ta pokazuje też kolejny już raz, w jaki sposób działają spółki miejskie.
O opinie zapytaliśmy wrocławskich polityków i aktywistów.
Andrzej Kilijanek, radny Prawa i Sprawiedliwości:
- To co się dzieje wokół spółek miejskich, to dobitny przykład funkcjonowania układu wrocławskiego. Dymisja w istocie nie okazała się dymisją, a zmianą stanowiska, żeby nie mówić awansem. Wszak WKS to klub, którego utrzymanie kosztuje ponad 50 mln zł rocznie. Okazuje się, że człowiek, który musiał odejść z jednej spółki przez gniew mieszkańców/klientów na gospodarowanie majątkiem spółki miejskiej, teraz będzie zajmował się finansami w innej spółce miejskiej. Piekło zamarzło… Tylko miasta szkoda. I klubu zresztą też. Jacek Sutryk musi przegrać następne wybory, bo będzie tylko gorzej.
Jolanta Niezgodzka, radna Nowej Nadziei:
- Jeżeli potwierdzą się informacje o tym, że były prezes TBS dostał nowe zatrudnienie w piłkarskim Śląsku to będzie kolejny dowód na to, że Jacek Sutryk traktuje samorząd jak swój folwark. Czas skończyć z wehikułem finansowym Jacka Sutryka, o którym każdego dnia dowiadujemy się czegoś nowego. Jeżeli Pan Marcin Kij nie sprawdził się na stanowisku Prezesa TBS to czemu ma sprawdzić się na stanowisku w następnej gminnej spółce?
Jakub Nowotarski, Akcja Miasto:
- Wydawało się, że dymisje w TBS miały związek z działalnością i finansami spółki. Teraz okazuje się, że nie, że to wszystko tylko działania PRowe Jacka Sutryka. Wrocławskie spółki miejskie i polityka kadrowa prezydenta to dziś jedna wielka patologia.
Polecany artykuł: