Jeszcze w niedzielę, pani Ewa Lorenc rozmawiała z siostrą. Jak przyznaje, nic nie wskazywało na tragedię. We wtorek do rodziny dotarła dramatyczna wiadomość. "Ciężka praca, ogromny wysiłek, nieustające wyczerpanie zabiło ją. Dostała zawału serca" - napisała pani Ewa.
Jej siostra, Joanna Głowiak, pracowała jako pielęgniarka w miejscowości Sestola, w prowincji Modena na północy Włoch.
Polecany artykuł:
Włochy są obecnie w najtrudniejszej sytuacji spowodowanej epidemią koronawirusa. COVID-19 zarażonych jest tam prawie 70 tysięcy osób, zmarło ponad 6800. Lekarze i pielęgniarki pracują bez przerwy. Podobnie było w przypadku pani Joanny. - Pomagała ludziom w tym trudnym okresie. Trwała przy łóżkach chorych i cierpiących pomimo zmęczenia i ogromnego zagrożenia - wspomina zmarłą pani Ewa.
Rodzina chciałaby pochować panią Joannę w Polsce. Niestety, z powodu pandemii, sprowadzenie ciała z Włoch do Polski jest bardzo trudne. Do tego wiąże się z bardzo dużymi kosztami. - Koszty samej kremacji to ponad 3 tys. euro, następne 3 tys. euro albo i więcej to koszty sprowadzenia prochów do Polski - wylicza pani Ewa. - Nigdy nie prosiłam o nic, ale błagam pomóżcie mi i moim rodzicom sprowadzić ją do Polski, do domu - dodaje.
Udało się już załatwić pierwsze formalności związane z kremacją. Pomogły znajome Pani Ewy. Koszt to 3500 euro. Pani Ewa ma nadzieję, że w ciągu dwóch tygodni uda się dopełnić wszelkich formalności.
Na platformie Pomagam.pl trwa zbiórka na sprowadzenie prochów pani Joanny do Polski. Cel to 30 tys. złotych.
Joanna Głowiak pochodziła z Dolnego Śląska, urodziła się w Środzie Śląskiej, a później przeniosła do Legnicy. To w tamtejszym szpitalu pracowała przed wyjazdem do Włoch.