Rodzinny dramat rozegrał się w jednym z mieszkań przy ul. Traugutta we Wrocławiu. Do funkcjonariuszy Wydziału Kryminalnego z Komisariatu Policji Wrocław Stare Miasto, którzy realizowali tam czynności, podbiegli przerażeni rodzice ze słabnącym dzieckiem na rękach. Ojciec tulił kilkumiesięczne niemowlę. Chłopczyk przestawał oddychać i miał siny kolor skóry. Dziecko zadławiło się żrącą cieczą i wymagało natychmiastowej pomocy.
Policjanci sprawdzili tętno dziecka, a także udrożnili drogi oddechowe. Niezwłocznie podjęli też decyzję o przewiezieniu dziecka do najbliższej jednostki medycznej, czyli stacji Pogotowia Ratunkowego przy ul. Ziębickiej.
Podczas przejazdu z wykorzystaniem sygnałów pojazdu uprzywilejowanego, jeden z funkcjonariuszy, cały czas monitorował stan dziecka. Zespół karetki Pogotowia Ratunkowego już czekał na małego pacjenta. Medycy przejęli chłopca od policjantów i ruszyli w stronę Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii, gdzie pozostał na obserwacji.
>>> Latarnie znikają z wrocławskich parków - to efekt kradzieży i dewastacji. Kto za tym stoi? [AUDIO]
Dziadek chłopczyka po chwili przyjechał do szpitala z butelką żrącej cieczy, którą zadławiło się dziecko. Środek ten został niezwłocznie przekazany lekarzowi dyżurnemu, w celu ustalenia jego składu chemicznego, a co za tym idzie – o podjęciu decyzji o metodach dalszego leczenia. Niebezpieczna substancja pochodziła z rodzinnej pamiątki. Był w niej mały zbiornik z ozdobną cieczą, która przelewała się podczas poruszania. Przedmiot upadł i rozbił się.
Obecnie wszystko wskazuje na to, że zdarzenie było po prostu nieszczęśliwym wypadkiem, ale funkcjonariusze sprawdzą, w jakich okolicznościach dziecko uzyskało dostęp do niebezpiecznego środka.
Jeżeli okaże się, że opiekunowie swoim zachowaniem narazili dziecko na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, grozić im może, w zależności od umyślności czynu, kara pozbawienia wolności do roku lub do 5 lat. Obecnie życiu i zdrowiu dziecka nic nie zagraża, przebywa jeszcze w szpitalu, ale jego stan jest dobry.