Marcin Harasimowicz w najnowszym "Supermanie". Polski aktor robi karierę w Hollywood
Marcin Harasimowicz sukcesywnie wspina się po szczeblach kariery w Hollywood, a do swojego artystycznego dossier może teraz zapisać występ w najnowszym "Supermanie". Blockbuster od Jamesa Gunna, znanego z reżyserii m.in. trzech części "Strażników Galaktyki", wszedł do kin na całym świecie na początku lipca i zbiera pozytywne recenzje nie tylko od widzów, ale i krytyków.
W samym środku tego zamieszania jest pochodzący z Wrocławia aktor, który wcielił się w postać generała armii Borawii, fikcyjnego państwa w Europie Wschodniej. Występujący pod pseudonimem Martin Harris 47-latek dostał rolę w amerykańskiej superprodukcji przez casting, choć jeszcze przed zaprezentowaniem swoich umiejętności wiedział tylko o poszukiwaniach kogoś do "roli militarnej" i jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że chodzi o nowy film o Supermanie.
- Pomyślałem, że inni aktorzy startujący w castingu zagrają klasycznie: jak żołnierz, to twardziel. A ja stwierdziłem, że jeżeli to jest dowódca wojsk w państwie, w którym rządzi prezydent-autokrata z Europy Środkowo-Wschodniej, a znam historię tych państw, to taki prezydent z pewnością trzyma generałów i innych podwładnych „pod butem”. I kogoś takiego chciałem pokazać na castingu – nie takiego typowego, twardego żołnierza, „twardziela”, ale bardziej wystraszonego służbistę - mówi Harasimowicz w rozmowie z "Gazetą Wrocławską".
Jak dodaje aktor, a niegdyś dziennikarz sportowy piszący m.in. do "Przeglądu Sportowego", po tym jak wystąpił w filmie o przygodach superbohatera w czerwonej pelerynie, "nigdy nie dostał tylu wiadomości od ludzi z całego świata – nie tylko z gratulacjami za udział w tej superprodukcji, ale i za samą rolę, pochwał za to, jak zagrał".
