To pierwsza sytuacja gdy do wrocławskiego okna życia, prowadzonego przy Rydygiera przez siostry boromeuszki, trafia tak duże dziecko. Matka zrzekła się praw do opieki nad nim.
Na miejsce wezwane zostały policja i pogotowie. Dziecko odwieziono do placówki opiekuńczej, gdzie teraz przebywa.
Kobieta płakała, ale obstawała przy swojej decyzji
Jak powiedziała nam siostra Ewa Jędrzejak, prezeska Fundacji Evangelium Vitae, matka malucha również wymaga pomocy. Na razie jednak z niej nie skorzystała. Warunki życiowe kobiety siostra określiła jako "trudne".
- Kobieta nie zdążyła nawet włożyć dziecka do okna życia, bo była poruszona, płakała. Ktoś z ulicy najprawdopodobniej ją zaczepił, chcąc jej pomóc. Przyszłyśmy, bo okno zostało otwarte, a to wyzwala alarm, na który reagujemy - opowiada siostra Ewa Jędrzejak.
Matka dziewczynki była zdeterminowana, by zostawić dziecko u sióstr boromeuszek. Nie zgadzała się na inne rozwiązania i zapowiedziała, że z maluchem nie wróci do domu. Tłumaczyła się kiepskimi warunkami mieszkaniowymi i złą sytuacją finansową.
Zobacz film reporterki Radia ESKA Eweliny Wąs:
Sprawa trafi do sądu
Zazwyczaj dzieci trafiające do okna życia są anonimowe. W tym przypadku postępowanie będzie inne, ponieważ dziewczynka ma nawet książeczkę zdrowia.
- Bedziemy wyjaśniać wszystko, co jest związane z tą sprawą. Sprawdzimy, czy ktoś inny z rodziny nie mógłby sie tym dzieckiem opiekować. Zebrane materiały trafią do sądu i to on podejmie decyzję czy ewentualnie opiekę nad dzieckiem przejmie krewny czy może dziecko trafi do placówki opiekuńczej, a w dalszej konsekwencji do adopcji - tłumaczy Krzysztof Zaporowski z wrocławskiej policji."
W ciągu około sześciu lat do wrocławskiego okna życia trafiło 10 dzieci.Najwięcej, bo aż trzy, znaleziono w 2014 roku.
Posłuchaj materiału reporterki Radia ESKA Eweliny Wąs: