Protestujący stworzyli tak zwany „żywy łańcuch” blokując wejście tym, którzy chcieli obejrzeć spektakl. Pomimo wezwań nie chcieli ruszyć się z miejsca. Doszło do szarpaniny i przepychanek. Manifestanci krzyczeli w strone funkcjonariuszy „gestapo” i „zdrajcy narodu”.
Policja zatrzymała 12 osób:
- Mowa tutaj jest o nielegalnym zgromadzeniu i wzbranianiu się przed opuszczeniem miejsca, którym ma prawo rozporządzać organizacja. Jest zagrożenie karne. Los zatrzymanych będzie zależał od sądu – wyjaśnia komisarz Kamil Rynkiewicz z wrocławskiej policji.
Modlili się i śpiewali "Boże coś Polskę"
Manifestację zorganizowała Krucjata Różańcowa za Ojczyznę. Obecny był na niej między innymi Piotr Rybak, lider Ruchu Oburzonych. Uczestnicy zgromadzenia śpiewali i modlili się, odmawiali różaniec. Odczytano także list, który z ministerstwa kultury do marszałka województwa dolnośląskiego z sugestią natychmiastowego wstrzymania przygotowań do wystawienia spektaklu.
Pierwsze elementy dyktatury
Krzysztof Mieszkowski, dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu protest nazwał uderzeniem w demokrację:
- W Teatrze Polskim robimy teatr. To jest przestrzeń dla sztuki, a nie dla kościoła. Miejsce dla ludzi modlących się jest zupełnie gdzie indziej. Artyści nie idą do koscioła protestować przeciwko temu, co ludzie tam robią, tylko akceptują to. Mówimy w tej chwili o pierwszych elementach dyktatury, która do Polski się zbliża.
Przedstawienie „Śmierć i dziewczyna” według tekstów Elfriede Jelinek zostało nagrodzone przez widzów owacją na stojąco:
- Stosunku seksualnego nie było na scenie – opowiada jeden z nich.
- Była bardzo ładna scena nagości, ale to nie było nic specjalnie kontrowersyjnego – wyjaśnia inna osoba, która obejrzała spektakl.
Bilety na przedstawienia sztuki „Śmierć i dziewczyna” zostały wyprzedane już do grudnia.
Posłuchaj materiał reporterki Radia ESKA Eweliny Wąs: