policja

i

Autor: Policja Ostrów Wielkopolski/ fb

Protest po śmierci 25-latka z Ukrainy. "Chcemy ufać polskiej policji"

2021-09-12 16:56

W niedzielę przed komendą wojewódzką policji we Wrocławiu odbyła się manifestacja pod hasłem "Protest przeciwko przemocy. Chcemy sprawiedliwego śledztwa w sprawie śmierci Dmytra Nikiforenko". 25-latek z Ukrainy zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach na terenie izby wytrzeźwień, po tym jak przewieźli go tam policjanci, którzy uznali, że młody mężczyzna jest agresywny. W konsekwencji tragicznego zdarzenia zawieszono trzech policjantów, jeden z funkcjonariuszy został zwolniony. Ukraińska społeczność zapewnia, że wciąż ufa polskim policjantom, choć równocześnie domaga się rzetelnego wyjaśnienia sprawy.

Przypomnijmy: w godzinach wieczornych 30 lipca wrocławscy policjanci dostali zgłoszenie od pracowników pogotowia ratunkowego, którzy udzielali pomocy medycznej mężczyźnie znajdującemu się przy jednym z przystanków MPK na ternie osiedla Huby. Poinformowano, że mężczyzna jest pijany i agresywny. Z uwagi na stan, w którym się znajdował i brak przeciwwskazań medycznych, podjęto decyzję o jego umieszczeniu we Wrocławskim Ośrodku Pomocy Osobom Nietrzeźwym. Niestety, tam doszło do tragedii. 25-letni Dmytro zmarł. Jak podała "Wyborcza", policjanci mieli dopuścić się haniebnych czynów: Ukrainiec był rażony gazem, bity pałką, a także duszony przez kilku policjantów. Zdarzenie uwieczniono na monitoringu. Niedługo po śmierci młodego mężczyzny komendant wojewódzki policji we Wrocławiu nadinsp. Dariusz Wesołowski zwolnił ze służby jednego z policjantów biorących udział w interwencji. Trzech innych jest zawieszonych od 1 września, a wobec jednego z nich wdrożone jest też postępowanie o wydalenie ze służby.

W niedzielę (12 września) przed komendą wojewódzką policji we Wrocławiu odbyła się manifestacja pod hasłem "Protest przeciwko przemocy. Chcemy sprawiedliwego śledztwa w sprawie śmierci Dmytra Nikiforenko". W zgromadzeniu uczestniczyło kilkadziesiąt osób, w większości byli to mieszkający we Wrocławiu obywatele Ukrainy. W trakcie wydarzenie jeden z organizatorów Sergij Czułkow przeczytał list w językach polskim i ukraińskim. Jak podkreślił, społeczność ukraińska mimo wszystko wciąż ma zaufanie do polskiej policji. Manifestujący domagają się jednak rzetelnego wyjaśnienia okoliczności tragedii.

- My jesteśmy zza wschodnich granic Polski, z krajów, gdzie baliśmy się policji, a w niektórych krajach nadal boimy się policji. Tu w Polsce zaczęliśmy znów ufać policji, doceniać, dziękować jej za tolerancję, za uprzejmość, ale teraz doszło do tragedii z Dmytrem Nikiforenko i nasze poczucie bezpieczeństwa w Polsce zostało zachwiane. Nie wierzymy, że w swoim własnym środowisku policyjnym śledztwo trwa tak długo. Nie wierzymy, że wyłączone były kamery policjantów (na mundurach - przyp. red.), które mogą być wyłączone tylko w końcu dyżuru. Chcemy, by szczegóły wyłączenia tych kamer był podane, jak i dlaczego były wyłączone. Chcemy nadal ufać polskiej policji, nadal wierzymy, że policja jest tolerancyjna, mądra i że pracują tam najlepsi ludzie we Wrocławiu i w Polsce. Musimy odbudować nasze zaufanie do polskiej policji - czytał Czułkow, cytowany przez Polską Agencję Prasową.

Jak podała Polska Agencja Prasowa, w trakcie zgromadzenia głos zabrał rzecznik prasowy dolnośląskiej policji nadkom. Kamil Rynkiewicz, oficer prasowy przedstawił wersję zdarzeń funkcjonariuszy, odpowiadał też na liczne pytania. Jak podkreślił, śledztwo w sprawie śmierci młodego Ukraińca trwa od 30 lipca. Trzech funkcjonariuszy zawieszono, jeden został zwolniony. Powodem było złamanie zasad.

Rynkiewicz zdradził, że złamanie zasad polegało na uderzaniu i zadawaniu ciosów. Wyjaśnił też, że kamery na mundurach nie są stale włączone, ale podczas interwencji każdy policjant ma obowiązek włączyć swoją kamerę.

Protesty przebiegły w pokojowej atmosferze, pamięć zmarłego uczczono minutą ciszy.

Protest medyków w Warszawie. Mocne słowa pielęgniarek