Żaneta Kowalczyk jest właścicielką zakładu pogrzebowego Ozyrys w Wałbrzychu. Głośno o niej zrobiło się w połowie marca, gdy nagrała filmik i nagłośniła sprawę odbioru zwłok ze szpitala przez jedną z firm pogrzebowych. Widzimy na nim m.in. jak ciała w workach ładowane są do… busa, a nie karawanu. Nie są na noszach transportowych, leżą natomiast na podłodze obok siebie, w żaden sposób nie są zabezpieczone. Ponadto jedno ciało było w podwójnym worku, a to oznacza, że było to „ciało covidowe”, które wymaga specjalnego traktowania. Pracownicy nie mieli jednak na sobie nawet rękawiczek. Właściciel tłumaczył potem, że nie wiedzieli, że odbiorą ciało po covidzie, a bus przyjechał zamiast karawana, bo ten miał się zepsuć.
Według kobiety, to nie jednostkowy przypadek. Codzienność funkcjonowania wielu firm pogrzebowych pozostawia bowiem wiele do życzenia.
- Rodzina, która przychodzi do firmy pogrzebowej, nie zdaje sobie sprawy, jak ten zmarły jest traktowany, w jakich warunkach przebywa. Ja będąc niespełna 2,5 roku w branży pogrzebowej znam to od drugiej strony i po prostu się z tym nie zgadzam – mówi Żaneta Kowalczyk zapytana przez nas o to, dlaczego zdecydowała się na nagłośnienie sprawy. Jak tłumaczy, nagrała film, bo inaczej nikt by nie uwierzył, że firma, która kilkadziesiąt lat działa na rynku, wyprawia takie rzeczy. - Niestety, nie zdarzyło się to pierwszy raz, było więcej tego typu zachowań – dodaje.
Dwie chłodnie na siedem zakładów
W Wałbrzychu jest siedem firm pogrzebowych, a tylko dwie – według Żanety Kowalczyk - mają odpowiednie zaplecze, jak choćby chłodnia. Rzadkością jest również pomieszczenie do ubierania zwłok. - Firmy, które są na rynku 20 czy 30 lat nic nie zainwestowały i nadal ubierają zmarłych w garażu – wyjaśnia.
Żaneta Kowlaczyk wcześniej nie miała związków z branżą funeralną. W rodzinne strony wróciła po 13 latach życia w Wielkopolsce. Jak mówi, tam poznała standardy, które powinny obowiązywać w tak intymnych sprawach jak pożegnanie najbliższej osoby. - Pochowaliśmy trzech członków rodziny, więc miałam do czynienia z zakładami pogrzebowymi – wyjaśnia.
Gdy musiała pochować swojego ojca – przeżyła szok. - To, jak zostaliśmy potraktowani przez firmę pogrzebowa, to był zderzenie z zupełnie inną rzeczywistością. Niestety, teraz klienci mają z tym do czynienia na co dzień – opowiada właścicielka Ozyrysa.
Pogrzeb ojca punktem zwrotnym
Właśnie wtedy postanowiła, że… założy własną firmę pogrzebową. - Aby nikt nie został już tak potraktowany, jak my byliśmy. Bo jak człowiek jest w traumie to na pewne rzeczy nie zwraca uwagi. A ja chcę uczulić rodziny i osoby, które są w trudnej sytuacji, na co właśnie szczególną uwagę zwrócić należy – wyjaśnia.
Zarzuty, że w ten sposób chce walczyć z konkurencją, odpiera uśmiechem. Podobnie jak to, że sama ma wiele na sumieniu. Jak tłumaczy, nie ma sobie nic do zarzucenia. - Jestem po wszystkich możliwych kontrolach. Nie ma do nas żadnych zastrzeżeń ze strony poszczególnych służb. Obowiązuje u nas jedna zasada - jeżeli rodzina chce o każdej porze przyjść i zobaczyć bliską osobę, to nie ma słowa „nie”. Ja nie mam czego ukrywać – tłumaczy.
Dodaje, że wiele rodzin nie chce widzieć zmarłej osoby przed pogrzebem czy spopieleniem zwłok. - Dlatego robię fotografię do archiwum, żeby nawet po jakimś czasie rodzina mogła zobaczyć jak bliska osoba wyglądała przed pochówkiem – tłumaczy.
Jak nie przestaniesz fikać, to...
Żaneta Kowalska zdaje sobie sprawę, że jej walka o standardy w branży narobiły jej wrogów. Ale jak mówi, niczego nie żałuje i nie zamierza przestać walczyć z patologiami. Choć zaczyna robić się niebezpiecznie. - Od przedstawiciela jednego z zakładów usłyszałam, że jak będę nadal fikała, to jeszcze może coś się stać mi albo moim synom – mówi. Dodaje jednak, że nadal będzie walczyła o godne warunki dla zmarłego, godne warunki dla rodziny do pożegnań, a także kwestie przechowywania, ubierania i przygotowania zwłok do pochówku. - Będę o to walczyć, bo to może spotkać każdego – kończy.
Polecany artykuł: