Do dziwnego zdarzenia doszło w październiku. Wtedy też do Saksonii wyjechała trzyosobowa delegacja strzegomskich samorządowców. Na jej czele stał burmistrz Zbigniew Suchyta, a wspierali go radni Cezary Włodarczyk i Roman Asynger. Torgau i Strzegom blisko ze sobą współpracują od ponad 20 lat, a podobne wyjazdy odbywają się regularnie.
Niemcy twierdzą, że tym razem było jednak zupełnie inaczej, niż wcześniej. Ich zdaniem nasi samorządowcy byli pijani i zdemolowali dwa pokoje, które zajmowali. Opis zniszczeń nie należy do delikatnych, ponieważ nasi zachodni sąsiedzi zapewniają, że w pokojach pełno było różnych odchodów, w miejscach „niewyobrażalnych”. Lokalne władze zerwały stosunki z włodarzami Strzegomia. - Zachowanie Polaków było nie do zaakceptowania. Zniszczyli wyposażenie, zostawili w pokojach odchody – stwierdziła Romina Barth, burmistrz miasteczka, w którym gościli Polacy. W specjalnym oświadczeniu, pyta też przezornie: „czy powinniśmy pozwalać naszym dzieciom odwiedzać miasto, którego najwyżsi przedstawiciele zachowują się w taki sposób?”.
Zapytaliśmy uczestników delegacji o to, co stało się w Saksonii. - To wszystko obrzydliwe kłamstwa – mówi nam radny Włodarczyk. - W tych niemieckich konfabulacjach jest może 10 procent prawdy! – zapewnia oburzony.
Jego zdaniem przyjechali do Niemiec ok. godz. 15. - Poszliśmy na oficjalne przyjęcia. Alkohol? Był, ale mało. Tyle co zawsze na takich wyjazdach – mówi nam radny. - Później poszliśmy do pokojów. Ja nocowałem z radnym Asyngerem, a burmistrz Suchyta osobno - relacjonuje Włodarczyk.
Jak twierdzi nasz rozmówca, od lat cierpi on na refluks. - Często mam tak, że nie zdążę dobiec do ubikacji, żeby zwymiotować. To ciężka żołądkowa dolegliwość. I tak było właśnie podczas naszej delegacji. Nad ranem obudziłem się, no i nie zdążyłem. Ubrudziłem pościel i kawałek wykładziny. Starałem się to wszystko zetrzeć – relacjonuje radny Włodarczyk.
Polacy wyjechali z Torgau o poranku. Kilka tygodni później, na adres urzędu miasta przyszedł rachunek, na ponad 1000 euro! Za zniszczenie dwóch pokoi. - Byłem w szoku! Na rachunku było m.in. wypisane, że zapaskudzone było kilka łóżek, wykładzina w wielu miejscach. A to nie prawda! Ale zapłaciłem, z własnej kieszeni. Teraz żałuję, że nie zgłosiłem ubrudzenia w recepcji, tylko od razu wyjechaliśmy. Może wtedy nie byłoby takiej afery? – zastanawia się Włodarczyk.
Burmistrz Suchyta n łamach swidnica24.pl zaznacza, że jak dwa lata temu Niemcy u nich nie zachowywali się najlepiej, to nikt nikogo nie oskarżał i nie robił afery.
Dlaczego zatem Niemcy zdecydowali się na poinformowanie opinii publicznej o tym, co – rzekomo – wyrabiali Polacy? - Nie wiem. To może być zagrywka polityczna, bo u nich zbliżają się wybory – kończy radny Włodarczyk.