- Z takim okrucieństwem, brakiem człowieczeństwa w człowieku oraz litości dla cierpienia zwierzęcia, nie spotkaliśmy się dawno – napisali wolontariusze z wrocławskiej Ekostraży, którzy interweniowali w sprawie cierpiącego psa z Wilkowa w gminie Kostomłoty pod Środą Śląską.
Zwierzaka z ogromną, ropiejącą raną na głowie przypadkiem zauważyła lekarka weterynarii. Jak się później okazało, koszmar psa trwał wiele miesięcy, a ból narastał z każdym dniem. - Pies ma roztrzaskaną, gnijącą głowę. Na ma głowie gorący, bolesny, guz, z którego leją się strugi gęstej ropy z krwią, uciskający na oko, które wypadło, szczękę i żuchwę. Kości czaszki są oddzielnie i trudno z nich złożyć obrazowo jedną całość – informowali na swoim profilu na Facebooku aktywiści.
Chciał zastrzelić psa?
Gdy dotarli do właściciela, jego słowa zszokowały wolontariuszy nie mniej, niż stan zwierzaka. - Właściciel tłumaczy, że pies uderzył się głowę 8 miesięcy temu i leczy go maściami. Doprowadził go do takiego stanu, że ostatnim zaleceniem, jakie otrzymał od lekarza, była natychmiastowa eutanazja – informuje Ekostraż.
Na tym jednak nie koniec wstrząsających wieści. Właściciel nie uśmiercił humanitarnie psa, tylko skazał go na dalsze, koszmarne cierpienie. Jak miał tłumaczyć wolontariuszom, zrobił tak, żeby „dzieci nie płakały za pieskiem”.
Zwierzak w tragicznym stanie trafił na diagnostykę, ale ze względu na zaawansowane i nieleczone zmiany w obrębie czaszki, nie można było mu pomóc, a jedynie ulżyć w cierpieniu. - Właściciel nas zwyczajnie okłamał. Pies nigdy nie miał żadnego wypadku, nie miał połamanej ani jednej kości w czaszce, było za to kilka pozostałości śrutu, co świadczy o tym, że psa chciano uśmiercić strzałami w głowę – informuje Ekostraż.
"Jak można było na to przyzwalać?"
Jak informuję wolontariusze, cierpienie psa zostało określone przez lekarzy weterynarii jako "ekstremalne". Guz tak rozsadzał mu głowę od środka, że pies nie był w stanie szeroko otworzyć pyszczka.
- Nie możemy pogodzić się nie tylko z kilkumiesięcznym cierpieniem psa, infantylnymi tłumaczeniami właściciela, ale także z postawą mieszkańców miejscowości Wilków Średzki. Ten pies w takim stanie wałęsał się po wsi - sami zastaliśmy go pod sklepem. Jak można było na to przyzwalać, zakrywać oczy, nie dostrzec? Obojętność to także wina. Gdyby nie przejeżdżająca tamtędy lekarka weterynarii - pies cierpiałby dalej. Na oczach całej wsi – kończą aktywiści dodając, że sprawa zostanie zgłoszona policji.