Do wybuchu doszło w poniedziałek (24 sierpnia). Nagle nastąpiła eksplozja - było dużo ognia, huku, dymu. Obok bloku przechodził mieszkający tam Marek Malich. To strażak, który akurat wtedy był na urlopie. Nie zastanawiał się nawet chwili i rzucił się na pomoc. Na balkonie zobaczył dziewczynkę. Było tak gorąco, że nie dało się od tej strony do niej wejść.
Dopiero od drugiej strony udało się dostać do dziecka i zabrać dziewczynkę z piekła. - Polewałem Martynkę delikatnie zimna wodą, żeby ją schłodzić i rozmawiałem. W ten sposób czekaliśmy, aż przyjechało pogotowie ratunkowe - mówi strażak.
Natychmiast wezwano też helikopter pogotowia ratunkowego. Zabrał poparzoną dziewczynkę do szpitala w Ostrowie Wielkopolskim. To placówka, która specjalizuje się w ratowaniu ofiar pożarów. - Ma poparzone 90 procent powierzchni ciała. Jej stan jest bardzo ciężki - mówi nam dr Witold Miaśkiewicz, kierownik oddziału chirurgii dziecięcej.
Zobacz więcej: Kamienna Góra: 12-letnia Martynka walczy o życie. "Poparzone 90 proc. powierzchni skóry"
Najbliższe dni okażą się kluczowe. Jeśli Martynka przeżyje, będzie można spróbować rekonstruować jej skórę. - O to wszyscy powinniśmy się modlić - mówi Alicja, ciocia Martyny.
Tymczasem śledztwo rozpoczęła prokuratura w Kamiennej Górze. Na razie nie postawiono nikomu zarzutów, na razie przesłuchiwano świadków.
Bliscy rodziny Martynki chcą też pomóc im w trudnych chwilach. Ich mieszkanie jest zniszczone, wymaga remontu. Dlatego też uruchomiono zrzutkę w internecie. Można ją znaleźć TUTAJ.