Lubań. Śmiertelne ciosy pod dyskoteką
Tomasz był spokojnym człowiekiem, przykładnym mężem i dobrym ojcem dwójki dzieci. W październiku 2021 roku. mężczyzna wraz ze znajomymi postanowił pobawić się w dyskotece. Gdy już czekali pod lokalem na transport do domu rozegrał się dramat. Doszło do sprzeczki między 32-latkiem i Przemysławem J., który był w lokalu zatrudniony jako bramkarz. Ochroniarz uderzył Tomasza kilka razy, zadał mu co najmniej dwa silne ciosy pięścią w głowę. Po nich mężczyzna upadł i stracił przytomność. Zmarł w szpitalu.
Ochroniarz, który trenował sztuki walki, został zatrzymany przez policję. Okazało się, że gdy bił swoją ofiarę, był naćpany. Trafił do aresztu, ale… szybko z niego wyszedł.
W sądzie odpowiada z wolnej stopy. We wtorek, 18 lipca, rozpoczął się proces jego proces. Przemysław J. nie przyznał się do winy. Na rozprawie zeznawał brat zmarłego. Opowiadał, jak wyglądało zajście i jak zachowywał się ochroniarz. Z jego wersji wynika jednoznacznie, że bramkarz był agresywny i szukał konfrontacji.
Matka zmarłego, Beata Mockało, która walczy o sprawiedliwość w sprawie śmierci syna, wciąż uważa, że Przemysław J. nie powinien być sądzony – tak jak teraz - pod zarzutem pobicia ze skutkiem śmiertelnym, a zabójstwa. Teraz bowiem ochroniarzowi grozi maksymalnie 10 lat. - A zabójstwo mojego dziecka powinien usłyszeć wyrok dożywotniego pozbawienia wolności – mówi nam kobieta.